Ostatnia aktualizacja: 28 maja 2018
Było najbardziej kontrowersyjną atrakcją międzywojennego Sopotu, dzięki której pieniądze do kurortu płynęły szeroką rzeką. O „jaskini gier” w Domu Zdrojowym do dziś krążą legendy. Które z nich są prawdziwe, a które nie?
Dorota Karaś: Przedwojenne kasyno w Sopocie cieszyło się ogromną popularnością wśród odwiedzających kurort i jednocześnie budziło duże kontrowersje. „Gazeta Gdańska” prowadziła wieloletnią batalię przeciwko zakładowi, pisząc, że to jaskinia rozpusty i siedlisko oszustów. Jak doszło do otwarcia domu gry w Sopocie?
Dr Jan Daniluk: To była zupełna nowość w regionie i pierwsze kasyno, które funkcjonowało na tym terenie legalnie. Założyło je dwóch berlińskich przedsiębiorców, których znamy tylko z nazwiska. Panowie Linke i Roloff wcześniej prowadzili najprawdopodobniej tego typu przedsięwzięcie w Berlinie. Po zakończeniu I wojny światowej w wielu miastach niemieckich jak grzyby po deszczu powstawały nielegalne szulernie. W połowie 1919 r. policja i władze zaczęły z tym procederem walczyć i większość tych miejsc została zamknięta. Wszystko wskazuje na to, że właśnie w tym czasie Linke i Roloff zjawili się w Sopocie.
Gdzie zaczęli działać?
– Wynajęli dwa pomieszczenia w Domu Zdrojowym. Już po pierwszym sezonie okazało się, że ta przestrzeń jest niewystarczająca. Zmieniono warunki umowy najmu i stoły z ruletkami wstawiono również do największego pomieszczenia, Sali Błękitnej. Od początku działalności towarzyszyły jej różnego rodzaju kontrowersje. Wśród krupierów, szefów sal, inspektorów gier i całego rozbudowanego personelu kasyna były osoby o różnej, często awanturniczej przeszłości – uciekinierzy z porewolucyjnej Rosji czy weterani wojenni, ale również studenci gdańscy, którzy szukali zatrudnienia.
Całość czytaj na: trojmiasto.wyborcza.pl
123
04/06/2018