Kapica: hazard nie grał nam na nosie

Wywiady
Bartosz 28/12/2018

Ostatnia aktualizacja: 28 grudnia 2018

Po moim zatrzymaniu niemal natychmiast publicznie został wydany wyrok przez prokuratora krajowego, zanim sąd w ogóle się do tego zabrał. A przecież sprawa nieprawidłowości przy regulowaniu hazardu już raz była przez prokuraturę badana i umorzona. I to pod rządami obecnej władzy.

Sylwia Czubkowska: Ma pan postawione zarzuty, że jako wiceminister finansów nie dopełnił pan obowiązków służbowych, w efekcie czego branża hazardowa miała osiągnąć korzyści majątkowe w ogromnej kwocie ponad 21 mld złotych. Prokuratura nakazała panu “powstrzymanie się od działalności związanej z udzielaniem porad i konsultacji w zakresie urządzania i prowadzenia gier hazardowych oraz zakładów wzajemnych”. Spotykamy się w pana pracy. To już nie jest nic wspólnego z hazardem?

Jacek Kapica: Ten zakaz jest dla nie obojętny, bo też nigdy nie miałem zamiaru pracować w branży hazardowej ani jej doradzać. Moje obecne zajęcie nie ma nic wspólnego z hazardem. Nie jestem skazany, więc zgodnie z prawem jestem niewinny, ale na szczęście, gdy byłem zatrzymywany, to już pracowałem. Gdyby tak nie było, to miałbym poważny problem. Znalezienie pracy przez człowieka, który jest w stanie takiego oskarżenia, jest bardzo trudne. Polscy pracodawcy przecież wiedzą, co się dzieje, i pewnie nie chcieliby brać na siebie takiego ryzyka.

Sylwia Czubkowska: Wiedzą, co się dzieje, czyli co?

Jacek Kapica: Nie chcą mieć kłopotów z władzą. Mogłyby się nimi zainteresować urząd skarbowy, celno-skarbowy czy inna służba. Na szczęście mój obecny pracodawca po pierwszym szoku zrozumiał sytuację. Pracuję w firmie amerykańskiej i dla nich to była sytuacja absolutnie absurdalna. W Stanach, jak zatrzymuje kogoś FBI z zarzutem malwersacji 6,5 mld dolarów, to nie wypuszcza go po kilku godzinach i nie oddaje mu paszportu. A ja, choć byłem zatrzymany w Wielki Czwartek tuż przed Wielkanocą, to już w poniedziałek byłem na corocznym spotkaniu w USA i mogłem wszystkim moim przełożonym i współpracownikom wyjaśnić sytuację. Potwierdzeniem absurdalności tamtej sytuacji był wyrok sądu uwzględniający moje zażalenie na zatrzymanie i potwierdzający, że nie było takiej konieczności. Jednak ze strony formalnoprawnej nie reprezentuję spółki, więc w pewnym stopniu moja sytuacja prawna ogranicza moją aktywność zawodową. Oskarżenie trafiło do sądu w lipcu i sędzia cały czas zapoznaje się z aktami. Nie ma na razie wyznaczonych żadnych terminów. Postępowanie przed sądem może trwać nawet około pięciu lat. Może nie każdy zdaje sobie sprawę, ale w tak zawiłej materii, w której jest około 300 tomów akt i 150 świadków, procesy ciągną się latami.

Sylwia Czubkowska: Ma pan poczucie bycia ofiarą. Czego: nadgorliwości prokuratury, walki politycznej?

Jacek Kapica: Przez wiele lat poświęcałem się w pracy dla państwa kosztem rodziny, kosztem bycia ofiarą hejtu branży hazardowej. Przeciwko mnie organizowano kampanię oczerniającą w mediach, a negatywne plakaty z moją twarzą jeździły na autobusach w Warszawie. Kiedy mam przestępców przeciwko sobie i zaufanie ministra finansów, to można to wytrzymać, bo działa się zgodnie z interesem państwa. Ale nagle cała sytuacja się odwraca i to państwo występuje przeciwko mnie jako urzędnikowi. Wtedy w kwietniu ubiegłego roku byłem zatrzymany jako drugi po ministrze Tamborskim, dziś to już seria i styl walki politycznej, w której prokuratura jest jej narzędziem. Niemal natychmiast po zatrzymaniu pojawiły się jednoznacznie atakujące komentarze ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Nie chciałbym tego w żadnym razie porównywać do skali ataków na pana Wojciecha Kwaśniaka (zatrzymany za nieskuteczne działania nadzorcze nad SKOK-ami,wcześniej pobity na zlecenie SKOK-u Wołomin), ale w moim przypadku też wyrok publicznie został wydany przez prokuratora krajowego, zanim sąd w ogóle się do tego zabrał. A przecież sprawa nieprawidłowości przy regulowaniu hazardu już raz była przez prokuraturę badana i umorzona w2017 roku, czyli już pod rządami obecnej władzy. Trudno więc się nie czuć ofiarą złożoną na potrzeby polityczne.

Sylwia Czubkowska: Mija dziewięć lat od wybuchu afery hazardowej i publikacji nagrań, podczas których politycy PO dogadywali się z branżą hazardową co do kształtu szykowanej wtedy ustawy. Ustawy, którą pan pilotował i której kształtu, jak wynika z nagrań, bronił pan przed naciskami. Zadziałaliście prawidłowo?

Jacek Kapica: Ta sprawa pokazała po pierwsze, że stare prawo z 1992 roku nie było doskonałe i dawało branży hazardowej o wiele za duże możliwości, a naruszenie ich interesów spotkało się z silną reakcją. Ustawa powstała w czasach, kiedy np. nie było internetu i tak rozwiniętych systemów komputerowych. Automaty jako urządzenia komputerowe rozwijały się lawinowo już od 2003 do 2007 roku. Trzeba było ją zmienić i przywrócić rządy prawa!

Sylwia Czubkowska: A uważa pan, że ustawa z 2009 roku już tworzona przez pana była doskonała?

Jacek Kapica: Nie, bo żadne prawo pisane w takim tempie nie jest doskonałe, ale była potrzebna. Proszę jednak pamiętać, że zmianę ustawy prowadziliśmy od początku 2008 roku.

Sylwia Czubkowska: To dlaczego było takie wariackie tempo? Daliście tylko dwa dni na konsultacje, nie zadbaliście o ratyfikację w Komisji Europejskiej.

Jacek Kapica: Prace trwały półtora roku. Jednak gdy wybuchła afera, trzeba było wszystko przyspieszyć, by w ogóle wprowadzić nowe zasady. Powód był bardzo prozaiczny. By ustawa miała skutki podatkowe od nowego roku, musi być przyjęta do końca listopada. I na ten termin się wtedy spieszyliśmy. W przeciwnym razie jej działanie byłoby odsunięte aż do 2011 roku. Co więcej, branży zależało na przedłużeniu prac, bo bez nowego prawa mogliby wystąpić bez żadnych ograniczeń ilościowych o nowe koncesje na automaty na kolejnych pięć lat, a urzędnicy musieliby im je wydać. To „zabetonowałoby”rynek. A nam zależało, by cały kraj wyczyścić z tzw. jednorękich właśnie dzięki temu, że zakończono wydawanie nowych koncesji. Ustawę zrobiliśmy według naszej najlepszej wiedzy i wyłączyliśmy przepisy bezwzględnie wymagające ratyfikacji. Przeciąganie prac to dopiero byłoby zaniechanie i niedopełnienie obowiązków służbowych. Dlatego mimo wszystko wciąż uważam, że tamta ustawa hazardowa była celowa i zasadna. Nie tylko ja widziałem potrzebę uregulowania rynku. Tyle że mój poprzednik minister Marian Banaś z PiS, którego projekt zakładał upaństwowienie wszystkich automatów, wycofał go w 2007 roku w ostatniej chwili z Komitetu Rady Ministrów. Zmiany były bardzo trudne. Ustawa musiała trafić na świecznik, by się w ogóle udało je przeprowadzić.

Całość czytaj na: wyborcza.pl

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

olo

03/01/2019

tylko s...syn kazał zabierać automaty jak pis
E-PLAY.PL