Ostatnia aktualizacja: 3 kwietnia 2018
Zatrzymanemu w ubiegłym tygodniu Jackowi Kapicy osiem lat temu groził zamach ze strony mafii hazardowej. Musiał poruszać się samochodem pancernym, wraz z rodziną miał ochronę BOR. Specjalnym dozorem objęte było też Ministerstwo Finansów.
Jacek Kapica w latach 2008-15 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów i szefem Służby Celnej.
Według relacji Janickiego skalę niebezpieczeństwa, jakie groziło ówczesnemu szefowi Służby Celnej, oceniał specjalny zespół złożony z funkcjonariuszy BOR, Centralnego Biura Śledczego i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Chroniono nie tylko samego Kapicę, ale również jego bliskich. Powodem były groźby zamachu – były to zarówno anonimy docierające do ministerstwa, jak i informacje operacyjne CBŚ, które ustaliło, że Kapica ma być wyeliminowany na zlecenie ludzi czerpiących zyski z rynku automatów do gry.
W rządzie Donalda Tuska Jacek Kapica był odpowiedzialny m.in. za ustawę o grach. Gdy jesienią 2009 r. wybuchła afera hazardowa, z ujawnionych w mediach podsłuchów CBA wynikało, że urzędnik denerwował biznesmenów z branży hazardowej – Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska. Chciał doprowadzić do nałożenia dodatkowych opłat na automaty do gier. Gdy wydał niekorzystną dla biznesmenów decyzję, Sobiesiak zadzwonił ze skargą do ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. „Ten idiota podpisał rozporządzenie, (które) kładzie hazard na łopatki” – mówił Sobiesiak, który wraz z Koskiem lobbował u polityków PO (Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego) w sprawie ustawy hazardowej. Już 29 września 2008 r. zastanawiali się, jak usunąć ze stanowiska Kapicę.
Po wybuchu afery hazardowej okazało się, że Kapica nie tylko nie uległ naciskom polityków PO, ale gdy w sierpniu 2009 r. przyszedł do niego Chlebowski – wówczas szef komisji finansów i jeden z najważniejszych ludzi w Platformie – zrobił z rozmowy z nim notatkę i powiadomił o wszystkim ministra finansów oraz szefa rządu. Premier miał poprosić o zachowanie tamtej rozmowy w tajemnicy. Pod koniec spotkania Tusk stwierdził, że trzeba będzie całościowo uregulować rynek gier. Jesienią 2009 r. Chlebowski i Drzewiecki zostali zdymisjonowani.
To właśnie wtedy ówczesny rząd przyspieszył prace nad zaostrzeniem przepisów o automatach do niskich wygranych. Po ujawnieniu współpracy polityków PO z biznesmenami branży hazardowej wprowadzono radykalne rozwiązania – delegalizację w ciągu pięciu lat automatów hazardowych stojących w barach, centrach handlowych i na stacjach benzynowych. Trzykrotnie podwyższono także podatek – ze 180 euro (ok. 730 zł) miesięcznego ryczałtu od jednej maszyny do prawie 2 tys. zł. Ustawa weszła w życie w styczniu 2010 r. Po pół roku ponad połowa automatów znikła z rynku. W październiku 2009 r. było ich 58 tys., w czerwcu 2010 r. zostało niecałe 24 tys. Był to potężny cios w rynek, który przez lata służył m.in. do prania pieniędzy. Jego zyski oceniano na 5-8 mld zł rocznie.
Całość czytaj na: wyborcza.pl
Mariusz
05/04/2018
max597
04/04/2018
D...
03/04/2018
MiXeR
03/04/2018