Mong La – birmańska stolica hazardu

Ze świata
Bartosz 19/01/2018

Ostatnia aktualizacja: 19 stycznia 2018

Miasteczko Mong La w sercu birmańskiej dżungli jest mekką dla zamożnych Chińczyków, którzy lubią się ostro rozerwać.

Wybrać smoka czy tygrysa? Starszy człowiek ściska plik banknotów w spoconej dłoni. Wokół niego zebrała się już duża grupka gapiów. Wszyscy są ciekawi, jak skończy się ta gra. Mężczyzna opiera się o stolik okryty zielonym suknem, stara się uspokoić oddech. Wreszcie przełamuje się i rzuca zmiętolony zwitek na stół. – Wszystko na tygrysa! – decyduje. Krupier odkrywa kartę i w jednej chwili rozlegają się głośne wiwaty. Staruszek wygrał właśnie osiem tysięcy juanów (około czterech tysięcy złotych). Nie przyjmuje jednak gratulacji, tylko jak skamieniały z napiętą twarzą nerwowo zgarnia banknoty.

Francuski dziennikarz Guillaume Pajot był świadkiem tej sceny w miasteczku Mong La położonym na wschodnich rubieżach Birmy, przy granicy z Chinami. Ta zapadła mieścina w sercu dżungli stała się mekką dla żądnych wrażeń Chińczyków. Bo choć działalność kasyn jest w obu krajach oficjalnie zakazana, to w Mong La nikt się tym nie przejmuje. Zupełnie otwarcie działa tam aż 20 jaskiń hazardu. Chińczycy, którzy są narodem zapalonych hazardzistów, bardzo licznie je odwiedzają.

Gracze do wynajęcia

W Mong La codziennie pojawiają się chińscy „turyści” gotowi przepuścić duże pieniądze przy zielonym stoliku w kasynie i uradowanych, że nie muszą w tym celu jechać aż do Hongkongu czy Makau. Zresztą oferta dla utracjuszy jest tu znacznie szersza. Równie dobrze można zgrać się do nitki, grając w madżonga w zadymionym barze karaoke albo w karty z ulicznym oszustem.

Chińczycy przyjeżdżają do Mong La na własną rękę albo wycieczkowymi autokarami podstawionymi przez biura podróży. Nie jest to jednak wyłączna klientela tutejszych jaskiń hazardu. Podczas wizyty w kasynie reporter francuskiego tygodnika „Paris Match” zauważył, że wielu bywalców nosi małe słuchawki w uszach. Nie są to bynajmniej agenci ochrony, lecz gracze do wynajęcia. Obstawiają od rana do nocy na zlecenie bogatych mocodawców, którzy są zbyt zajęci, żeby samemu wyrwać się choć na jeden dzień ze swego biura w Pekinie albo Szanghaju.

To ich strata, bo nie będą mogli skorzystać z innych atrakcji Mong La. Burdeli jest tu co niemiara, jeszcze więcej niż kasyn. Po zapadnięciu zmroku pod latarniami wyczekują wystrojone kobiety zapraszające przechodniów do „salonów masażu”. Bez trudu można tu także kupić narkotyki (jesteśmy przecież na obszarze osławionego Złotego Trójkąta) i zakazane produkty pochodzenia zwierzęcego. Aby zaopatrzyć się w takie pamiątki, należy odwiedzić lokalne zoo. To miejsce także przyciąga rzesze chińskich turystów, choć nie ma tam za wiele do oglądania: gromadka rozleniwionych krokodyli, dwa niedźwiedzie, słoń indyjski i stado małp to główne atrakcje miejscowego zwierzyńca.

Prawdziwym celem wizyt nie są jednak wynędzniałe zwierzęta trzymane w klatkach. Oto grupka zwiedzających odłącza się od wycieczki. Wślizgują się do bambusowej chaty, w której mieści się sklepik z pamiątkami będący prawdziwym celem ich wizyty. Można tam kupić niedźwiedzie futra, naszyjniki z kości słoniowej, pazury wielkich kotów czy skrawki słoniowej skóry. Maleńki strzępek kosztuje 600 juanów, ale chętnych nie brakuje. Ekspedientka zachwala towar. – To bardzo skuteczny lek na rozstrój żołądka! Wystarczy zagotować kawałek skóry we wrzątku i wypić wywar.

Całość czytaj na: forumdwutygodnik.pl

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

E-PLAY.PL