Róża, Ola i Martyna były krupierkami. W kasynach niejedno widziały

Artykuły Automaty
Bartosz 05/03/2020

Ostatnia aktualizacja: 23 grudnia 2022

Ciemne pomieszczenia, obowiązkowo pomalowane paznokcie i ciągłe stanie – to dla krupierek codzienność. Chociaż większości z nas kasyno kojarzy się z eleganckimi, zamożnymi biznesmenami, to rzeczywistość często bywa inna. Róża, Ola i Martyna opowiedziały o kulisach swojej pracy.

„Rien ne va plus”, z francuskiego „więcej nie wolno już stawiać”, to słowa wypowiadane przez krupiera tuż przed puszczeniem kulki w ruletce. Choć praca w kasynie może wydawać się fascynująca, ma też swoje ciemne strony.

Plucie i mamrotanie „zaklęć”

Róża wybrała pracę w kasynie, bo sama lubiła grać. Chciała poznać zasady, nauczyć się rozdawać karty i zobaczyć, jak to wszystko wygląda „od zaplecza”. Po odbyciu miesięcznego kursu mogła dumnie nazwać się krupierką. A przy tym nosić krótkie spódniczki i szpilki. – Dziewczyny były różne, więc nie było wygórowanych wymogów. Wszystkie musiałyśmy mieć pomalowane paznokcie. Ja lubię mocny makijaż, więc taki nosiłam – wspomina.

22-latka nie ukrywa, że nie tylko ciekawość i pasja przyciągnęły ją do tej pracy, ale również zarobki. – Liczyłam bardzo na napiwki. A okazało się, że wszystkie bonusy idą na wspólne konto i są odprowadzane od nich podatki. To, ile dostawałyśmy, zależało też od stażu – mówi.

Przez pół roku pracy w kasynie Róża wiele widziała. – Mam wrażenie, że ludzie tam przychodzą, bo mają problemy. Chcą rozładować emocje jak na siłowni. Do tego zakładają maski, tam nie są sobą. Głupi przykład: facet przekochany, bardzo miły i dobrze wychowany, a kiedy przekraczał próg kasyna, stawał się największym gburem – opowiada.

22-latka nie doświadczyła niebezpiecznych sytuacji, ale zdarzały się pewne incydenty. – Przychodziło wielu przedstawicieli mniejszości romskiej. Im lepiej nie wchodzić w drogę. Kiedy nie szła im karta, Cyganki potrafiły mówić jakieś dziwne „zaklęcia” i pluć na stół – opowiada.

Widywała też młodzież, która lubiła przychodzić weekendami. – Ledwo 18 lat skończyli i przychodzili pijani. Mówili, że „chcieli wygrać na kebaba” – relacjonuje.

Róża musiała zrezygnować z pracy zaledwie po 6 miesiącach. – Zdrowie mi nie pozwalało dłużej tam pracować. Miałam problemy z żołądkiem i ze spaniem. Praca przez 10 godzin w dymie tytoniowym chyba nikomu nie sprzyja – wyjaśnia.

Całość czytaj na: kobieta.wp.pl

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

E-PLAY.PL