Brzydko grali, ale wygrali. Jak Meczyki wyrosły z piratów do potentatów

Artykuły
Wiktor Czerwiński 03/02/2023

Ostatnia aktualizacja: 3 lutego 2023

Artykuł ukazał się na portalu spidersweb.pl 2 lutego 2023 roku

Studio w Katarze, kilkunastogodzinne programy i rekordowe wyniki oglądalności. Mundial umocnił Meczyki.pl jako jedno z czołowych mediów sportowych. Dzisiejsze sukcesy zbudowane są jednak na wątpliwych moralnie fundamentach.

Powiem ci, że nie są to łatwe sprawy, żeby on podzielił się swoim czasem – zdradza Tomasz Włodarczyk, dziennikarz sportowy znany z Onetu, Sport.pl, Super Expressu i Faktu. Teraz jest naczelnym serwisu Meczyki.pl i w programie „Okno transferowe” na YouTube właśnie ogłasza najgłośniejszy transfer odcinka. Nie jest on jednak piłkarski, lecz… dziennikarski. Włodarczyk zapowiada: Fabrizio Romano, jeden z najpopularniejszych i najlepiej poinformowanych dziennikarzy sportowych na świecie, dołącza do ekipy serwisu. W styczniu i lutym będzie ekspertem „Okna transferowego”. To koronacja pasma sukcesów, jakie Meczyki.pl odniosły w ostatnich latach, stając się jednym z najważniejszych polskich mediów sportowych.

Mimo to wiadomość zaskakuje dziennikarzy i kibiców. Bo to wciąż mniej więcej tak, jakby Legia Warszawa ogłosiła, że przez najbliższe dwa miesiące na występy przy Łazienkowskiej będzie przyjeżdżał Leo Messi.

Debiut nowego nabytku na początku stycznia oglądało na żywo na YouTube kilkanaście tysięcy osób. Nie było jednak połączenia na żywo z samym Romano. Zamiast tego widzowie obejrzeli 5-minutowy filmik, w którym włoski dziennikarz zdradza nowe plotki transferowe. Zaraz po filmiku Tomasz Włodarczyk odpowiadał na pytania internautów z czatu: – Wbicie się w czas Fabrizio Romano, żeby był na żywo, jest praktycznie niemożliwe. Ustaliliśmy, że może czasami będzie na żywo, ale lepiej nagrać po prostu taki pakiet informacji o transferach.

Transfer się opłaca. Zaraz po emisji programu na ekskluzywne informacje podane przez Romano na antenie Meczyków powołują się polskie i zagraniczne serwisy. To dla Meczyków wielki moment chwały. Grają już w tej samej lidze, co pozostałe polskie media sportowe. „Dotychczas mieliśmy najlepszy skład transferowy w Polsce, teraz w całej galaktyce” – pisze w sieci właściciel serwisu. W ostatnich miesiącach ma się z czego cieszyć. Tylko w trakcie mundialu Meczyki odwiedziło w sumie 8,7 mln osób.

Długa droga do tego miejsca była łatwiejsza dla tych niemających w biznesie etycznych zahamowań. Bo też historia Meczyków.pl i ich właściciela dobrze pokazuje, jak urosło wiele internetowych biznesów, nie tylko w Polsce.

Pięć łatek i ta szósta

W połowie 2020 roku Meczyki zdały sobie sprawę z jednego: duża część ludzi związanych ze sportem albo nie ma pojęcia o tym, że w ogóle istnieją, albo o tym, że to popularne i poważne medium. Zapadła decyzja o zorganizowaniu na Twitterze akcji „Zrywamy łatki”. Proste grafiki z piłką, z której po kolei odpadają łatki z kolejnymi często powtarzanymi w kontekście Meczyków opiniami.

Do redakcji Meczyków dołączył wtedy pierwszy znany szerzej dziennikarz: Tomasz Włodarczyk. Trzeba było zacząć budować nową twarz serwisu, choć akurat sam nabytek nie był bez skazy. Wiosną 2019 roku Włodarczyk rozstał się ze swym poprzednim pracodawcą, Gazetą.pl, po tym, jak dziennikarka Iza Koprowiak opowiedziała na łamach „Pressa” o jego niedopuszczalnych zachowaniach na jednym ze wspólnych wyjazdów służbowych. Włodarczyk miał ją łapać za udo i wulgarnie obrażać. Dziennikarz przyznał, że była taka sytuacja, tłumaczył się „przysypianiem i wielokrotnym osuwaniem się na Izę” w samochodzie po długiej nocnej imprezie i przeprosił.

Z czasem temat ucichł, ale transfer Włodarczyka w środowisku odebrany był raczej jako degradacja. O Meczykach mało kto słyszał wtedy coś dobrego. Dlatego też potrzebna była akcja „Zrywamy łatki”. Serwis pochwalił się w jej trakcie dużą liczbą użytkowników, odsłon, komentarzy internautów, własnych treści i pokazał wiek użytkowników. Serwis chwalił się wtedy, że ma 3,3 mln użytkowników miesięcznie, ale według powszechnie przyjętego w polskiej sieci badania Gemius/PBI Meczyki latem 2020 roku odwiedzało nieco ponad 800 tys. osób miesięcznie. Niezależnie od metodyki badania, źródło tych statystyk zdradzał napis na szóstej zerwanej w trakcie akcji łatce, którą poniżej celowo zamalowaliśmy, a o której za chwilę…

cja opłaciła się, była chwalona na Twitterze, a Meczyki powoli odzyskiwały twarz. 2020 rok zamknęły kwotą 2,86 mln zł wpływów reklamowych i rekordowymi liczbami użytkowników (według przedstawicieli serwisu w październiku 2020 roku było to 4 mln osób, choć nie podali źródła ani metodyki statystyk). A gdy w jednym z Hejt Parków, flagowych programów Kanału Sportowego, dziennikarz Mateusz Borek pochwalił Meczyki za świetną obsługę ostatniego dnia okna transferowego, wycinek z tym fragmentem wrzucał na swe konto na LinkedIn właściciel serwisu. Jeszcze dwa lata temu krótka pochwała na powszechnie cenionym Kanale Sportowym była szczytem ambicji sportowego serwisu.

Jedyny wywiad właściciela

Człowiek, który stoi za sukcesem Meczyków, w listopadzie świętował zaledwie 33. urodziny. W środowisku dziennikarzy sportowych nie jest szczególnie znany i trudno znaleźć kogoś, kto by miał o nim wyrobioną opinię. Prędzej o Meczykach jako serwisie. – Merytoryczne dziennikarstwo jest trudne w dzisiejszych czasach, ale przykład Meczyków pokazuje, że ma to sens. Codziennie odwiedzam ich stronę: mają ciekawe newsy, wielu zdolnych dziennikarzy, którzy uwielbiają swoją pracę. A Tomek Włodarczyk, redaktor naczelny Meczyków, to jeden z czołowych dziennikarzy sportowych zajmujących się newsami w Polsce – chwali Roman Kołtoń, znany komentator i dziennikarz sportowy, stały bywalec programów Meczyków na YouTube.

Faktycznie, Meczyki to dziś prężnie działająca redakcja. Składa się na nią czternastu stałych dziennikarzy na czele z Włodarczykiem i Januszem Basałajem, legendą polskiego dziennikarstwa sportowego, oraz kilkunastu stałych współpracowników, a wśród nich byli sportowcy Arkadiusz Malarz i Przemysław Saleta, dziennikarze Bożydar Iwanow (na stałe w Polsat Sport), Mateusz Święcicki (Eleven Sports) czy Filip Kapica i Łukasz Wiśniowski (Canal+ Sport).

– Z przyjemnością tam się pojawiam, bo mają na siebie fajny pomysł i jest to poparte kapitałem. Meczyki to nie tylko kanał na YouTube, ale też popularna domena, która od lat generuje duży ruch – zwraca uwagę Roman Kołtoń. I właśnie tu należy wrócić do właściciela serwisu, bo choć o Meczykach zaczęło być głośniej w ostatnich dwóch latach, to prowadzi on tę stronę już od lat dwunastu.

Z Sebastianem Felknerem udaje nam się skontaktować przez LinkedIna. To w zasadzie jedyne miejsce w sieci, w którym się udziela. Od czasu do czasu publikuje posty o kolejnych sukcesach zawodowych. W social mediach go nie ma lub ma ściśle ukryte profile. Na palcach jednej ręki można policzyć jego publicznie dostępne zdjęcia.

Felkner od razu proponuje przejście na ty. Dziękuje za zainteresowanie i przyznaje, że jest to pewnego rodzaju komplement. Tłumaczy jednak, że stara się unikać wypowiedzi do artykułów, dlatego zastanowi się i zerknie wieczorem na przesłane mu na maila pytania. Faktycznie – jedyny wywiad, jakiego kiedykolwiek udzielił mediom, o czym za chwilę, szybko został na jego prośbę usunięty.

Działalność w sieci zaczął przed Meczykami. W 2007 roku jeszcze jako siedemnastoletni uczeń liceum założył forum bukmacherskie bukosfera.pl. Dość szybko zaczął zarabiać dzięki współpracom z firmami bukmacherskimi. Jakiś czas później założył zagranicą dwie firmy o nazwie Grey Mouse, z czego jedna miała siedzibę na Cyprze. Przyczyny były proste: ucieczka przed podatkami do rajów. Dodatkowo w Polsce od 2010 roku obowiązywała ustawa hazardowa, a Cypr miał wtedy dużo luźniejsze przepisy dotyczące promocji firm bukmacherskich.

Ale forum bukmacherskie nie było wtedy jedyną stroną, jaką w swoim portfolio posiadał ledwie 20-letni Felkner. Kolejne jego serwisy to iGaming.pl o grach wideo oraz BettingStar.pl skupiony wokół bukmacherki. W 2011 roku jego firma Grey Mouse (już z siedzibą w Polsce) kupiła z kolei domeny spolszczenia.pl i git.pl z oprogramowaniem oraz kojarzącą się jednoznacznie fak.pl, która w końcu nie została zagospodarowana. W tym samym roku Felkner kupił już mający całkiem spory ruch w sieci serwis Meczyki.pl.

To zresztą przy okazji rosnącej popularności Meczyków Felkner udzielił wspomnianego jedynego wywiadu. Choć sam wywiad nie jest już dostępny w sieci, to – jako że udzielił go redakcji Spider’s Web – nie jest wielkim problemem dotarcie do jego treści.

Niedługo po jego publikacji w sieci wywiązała się dyskusja pomiędzy Felknerem a Grzegorzem Marczakiem, szefem serwisu Antyweb. W jej wyniku Felkner poprosił Spider’s Web o usunięcie wywiadu. Nie chciał, by dalej publicznie widniała informacja o dochodach, jakie przynosiły jego firmy oraz opinia o startupach, którą podzielił się w rozmowie, a o którą między innymi zaczepił go Marczak.

Dlatego z tamtego wywiadu podajemy w tym tekście tylko kilka faktów, które nie wpłynęły wtedy na decyzję o usunięciu rozmowy.

Zrywanie szóstej łatki

Po kilkunastu godzinach na zastanowienie właściciel Meczyków odpisuje z odmową odpowiedzi na kilkanaście z wysłanych mu pytań. Tłumaczy, że może za parę lat zdecyduje się na taką publiczną otwartość, ale „obecnie nie jest w nastroju do podniecania się sobą czy budowania osobistej marki”. Nie chce być osobą publiczną.

W wysłanej mi wiadomości Sebastian Felkner wskazuje też na pewien męczący go kontekst, którym – jak się spodziewa – mogę obudować artykuł. Chodzi o skojarzenia, z którymi dwa lata temu Meczyki próbowały zerwać na szóstej łatce w trakcie akcji „Zrywamy łatki”.

Pierwsza dekada lat 2000 to czasy, gdy piłkarscy kibice zagranicznych drużyn regularnie cierpieli. Ich idole grali co tydzień, a czasem i co trzy dni, tymczasem oni nie mieli jak regularnie śledzić potyczek. Nie można było się co kilka dni w kilkunastu chłopa umawiać u jedynego kumpla, który miał wykupiony Canal+. Chodzenie do knajp, które pokazywały mecze, też było kosztowne. W salonach bukmacherskich STS co najwyżej ktoś włączył transmisję w radiu. W polskiej telewizji nie było żadnego kanału, który gwarantowałby otwartą transmisję rozgrywek lig hiszpańskiej, angielskiej, włoskiej, niemieckiej czy choćby polskiej. Wszystko było tylko na płatnych kanałach. Tyle że te płatne kanały były dostępne tylko w telewizjach kablowych i za pomocą specjalnych dekoderów lub platform satelitarnych. Dziś wszystko dostępne jest płatnie w internecie.

Dlatego kilkanaście lat temu ci najmniej obeznani z technologiami śledzili wyniki rozgrywek piłkarskich na żywo w telegazecie. Ci nieco bardziej biegli zaś na takich stronach jak LiveScore.com. A ci naprawdę zaradni odpalali nielegalne streamy w sieci. Czyli internetowy przekaz sygnału telewizyjnego z kanału, na którym akurat transmitowany był dany mecz. Dla stacji telewizyjnych takich jak Canal+ oznaczało to ogromne straty finansowe: mecze mogły oglądać setki tysięcy osób, które – gdyby chciały zrobić to legalnie – powinny były zapłacić po kilkadziesiąt złotych.

– Administrator tak stworzył portal, aby użytkownicy internetu mogli proponować administratorowi formularzem lub e-mailem, by ten zamieścił linki do pirackich transmisji znajdujących się w innych serwisach. Zamieszczenia linków następowało dopiero po zaakceptowaniu ich przez administratora. Linki były katalogowane tematycznie, według aktualnych i nadchodzących wydarzeń sportowych – opowiada Adam Jankowski ze Stowarzyszenia Dystrybutorów Programów Telewizyjnych Sygnał, które skupia przedstawicieli największych stacji telewizyjnych.

Dlatego też stacje próbowały ścigać tych, którzy retransmitują mecze, i blokować serwery, za pomocą których jest to robione. Pirackie transmisje często znikały, by za chwilę pojawić się w nowych miejscach. Ich samodzielne wyszukiwanie po sieci byłoby bardzo trudne, więc coraz popularniejsze stawały się serwisy agregujące linki do takich streamów. Wystarczyło wejść na taki serwis, kliknąć odpowiedni kraj, rozgrywki i mecz, by rozwinęła się lista kilkunastu lub kilkudziesięciu linków do pirackich transmisji.

I na takiej właśnie działalności wyrosła siła Meczyków. Od 2007 roku serwis masowo agregował linki do streamów meczów piłkarskich na żywo. Nie „kradł” sam transmisji z telewizji, ale był drogowskazem. I to przez lata. – Działanie serwisu powodowało duże straty finansowe firm członkowskich. Rozpowszechnianie linków przyczyniało się do tego, że osoby oglądające transmisje na pirackich stronach nie uiszczały opłaty za dostęp do nich w legalnych kanałach dystrybucji. Trudno było oszacować wyrządzoną szkodę, bo dane o popularności kliknięć w poszczególne linki posiadał tylko administrator – mówi Adam Jankowski.

Ślady tamtych czasów pozostały w mediach. „Kto wygrał tę walkę? Telewizyjni piraci” – pisze „Dziennik Gazeta Prawna” w lutym 2013 o bokserskiej walce Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą. I wśród największych pirackich serwisów wymienia Meczyki.pl. – Rzeczywiście mamy z tym sportowym piractwem spory problem. Wiemy doskonale, że przy każdym większym wydarzeniu pojawia się coraz więcej szemranych serwisów, które zarabiają na kradzionym sygnale – mówił wtedy Marian Kmita, ówczesny szef sportu w Polsacie. Tamtą walkę Gołoty z Saletą w kanałach Polsatu wykupiło 120 tys. osób. Według szacunków stacji w sieci nielegalnie oglądało ją kolejne pół miliona ludzi.

(…)

Pełna treść artykułu dostępna tutaj.

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

E-PLAY.PL