Ostatnia aktualizacja: 19 kwietnia 2024
W XIX wieku wspólne interesy połączyły szlachtę i mieszczaństwo i tak powstało Kasyno Narodowe, nazywane Kasynem Szlacheckim, a potocznie „końskim kasynem”. Klub towarzyski, instytucja patriotyczna, jaskinia hazardu i rozrywki na kształt dżokejklubu – taka dziwna mieszanka zainteresowań i potrzeb wynika w dużej mierze z sytuacji politycznej i społecznej.
Tworzono kasyno na fali popularności lwowskich kontraktów i w atmosferze coraz popularniejszych wyścigów konnych. Od początku wieku XIX podczas kontraktów – wielkiej lwowskiej imprezy handlowej – do sal redutowych schodziła się szlachta. Ubijano interesy na tzw. kasynach. Wstęp kosztował 15 krajcarów i był to też swego rodzaju hazard – uda się czy nie? Załatwić interesy, sprzedać zbiory, podpisać umowy, kupić majątek czy konie. Aleksander Batowski, jeden ze współzałożycieli kasyna, nazywał je czasem „kasyno wyścigowe”.
Kurier Galicyjski / tekst i zdjęcia Beata KOST
Nr 10 (182)
Mania zrzeszania się panowała we Lwowie od niepamiętnych czasów. Kto żyw uczestniczył w działalności rozmaitych stowarzyszeń branżowych – rzemieślników, studentów czy urzędników. Za Adolfem Nowaczyńskim można by napisać, że „Kółko Kontuszowe, Kółko Samogwałcicieli, Klub Sodomistów, znudzeni posługacze publiczni, piwowarzy, szachiści, malarze bez rąk, głuchoniemi kapelmistrze…
kaznodzieje, niemowy” – wszyscy chcieli mieć swoje organizacje. Co, zresztą, pozostało lwowiakom do dnia dzisiejszego.
Ognisko czy jaskinia
W XIX wieku wspólne interesy połączyły szlachtę i mieszczaństwo i tak powstało Kasyno Narodowe, nazywane Kasynem Szlacheckim, a potocznie „końskim kasynem”. Klub towarzyski, instytucja patriotyczna, jaskinia hazardu i rozrywki na kształt dżokejklubu – taka dziwna mieszanka zainteresowań i potrzeb wynika w dużej mierze z sytuacji politycznej i społecznej.
Tworzono kasyno na fali popularności lwowskich kontraktów i w atmosferze coraz popularniejszych wyścigów konnych. Od początku wieku XIX podczas kontraktów – wielkiej lwowskiej imprezy handlowej – do sal redutowych schodziła się szlachta. Ubijano interesy na tzw. kasynach. Wstęp kosztował 15 krajcarów i był to też swego rodzaju hazard – uda się czy nie? Załatwić interesy, sprzedać zbiory, podpisać umowy, kupić majątek czy konie. Aleksander Batowski, jeden ze współzałożycieli kasyna, nazywał je czasem „kasyno wyścigowe”.
Był jednakże powód bardziej istotny od wyżej wymienionych. Kasyno Narodowe czy w wersji najstarszej – Kasyno Powszechne Narodowe – miało z założenia pełnić funkcję klubu integrującego mieszkańców miasta, w absolutnie współczesnym tego słowa znaczeniu. Wśród współzałożycieli instytucji byli Aleksander Batowski, L. Bobecki, J. Antoniewicz, Zygmunt Rodakowski i… Komitet Polek.
Było lato 1848 roku. Panie i panowie zrzeszeni w Komitecie Polek i Komisji Umieszczania i Zaopatrzenia Braci Przybyłych z Tułactwa decydują się na powołanie do życia miejsca, które stanie się punktem towarzyskim dla lwowian i „politycznych” przybyszów z emigracji. Żeby gdzieś mogli się spotkać, porozmawiać „przez to ścierania się umysłów i kształcenia na drodze politycznej”, i żeby przy okazji można było udzielić pomocy „braciom z tułactwa wracającym, a mianowicie tym, którzy dla podeszłego wieku lub innych powodów pracować nie będą mogli”.
Kasyno Narodowe we Lwowie
Panie z Komitetu już wcześniej zajmowały się udzielaniem pomocy więźniom stanu i wychodźcom, teraz miały zorganizować zaplecze w postaci rozrywki. Dobra prasa, spektakle i koncerty, odrobina hazardu. Dzięki ścisłej współpracy obu stowarzyszeń nowa instytucja nie stała się wyłącznie zamkniętym klubem męskim. Powstało demokratyczne zrzeszenie o ambitnych celach. Kilka lat później w statucie zostanie zapisane: „Kasyno narodowe ma być ogniskiem życia towarzyskiego dla ludzi wykształconych, dobrego używających imienia”. Do klubu przyjmowano „osoby obojej płci wszelkiego stanu i wszystkich wyznań”. Zadaniem kasyna miało być podniesienie „wiedzy politycznej lwowian”. Tak oto powstał najstarszy lwowski klub. Oficjalna inauguracja nastąpiła w 1852 roku. Należeć doń mógł każdy „obywatel krajowy” albo posiadacz majątku w kraju, który miał poręczenia trzech członków stałych.
Talie w porządek poukładane
Najwięcej emocji wzbudzał uprawiany tam hazard. Ach, z jakim rozmachem przegrywał i wygrywał Lwów! W długiej historii miasta za „papieża karciarzy i hetmana wszech ptaków niebieskich, co to kartołupił nawet z Marią Antoniną” uchodził niejaki Michał Walicki, żyjący w osiemnastym wieku hazardzista, filantrop i kolekcjoner. Często odwiedzał Lwów, bo uwielbiał wysokie stawki. Miał w mieście godnych siebie koleżków – choćby panów Branickiego (10 000 dukatów przegranej) czy Kaspra Lubomirskiego, który przy zielonym stoliku pewnego wieczoru wygrał 40 000 dukatów.
Ale były to dawne dzieje, a tym czasem wiek XIX przyniósł nowe intrygujące historie, które choć pilnie strzeżone wydostawały się spoza szczelnie zamykanych bram zmieniających się siedzib Końskiego Kasyna, jak zaczęto nazywać Narodowe. Niejedna fortuna została tam stracona, szlachta ze zmiennym powodzeniem przegrywała i wygrywała, grano w baka i wista, zaczynała się epoka pięknej choroby, świetnej zabawy jaką był poker – coraz bardziej popularny w Europie. „Końskie” dość szybko zaczęło upowszechniać grę.
„Galicja nie całkiem jeszcze była Europą, ale Końskie Kasyno na pewno” ustami swego bohatera mówił powieściopisarz Jerzy Broszkiewicz. Marian Tyrowicz opowiadał: „było wiadomo, że jeden z przedstawicieli starego rodu Galicji – hrabia Cetner, przyjaciel księżnej Jabłonowskiej, w ciągu jednej nocy przegrał w kasynie trzy kamienice”. Jest i kolejna historyjka, przekazująca dzieje pewnego uroczego, zamożnego dwudziestolatka przywołana przez Jerzego Broszkiewicza. Młodzieniec w towarzystwie uchodził za półanalfabetę, ale pieniądze dodawały mu poloru. Aż do pewnej nocy w same zapusty, kiedy przegrał hrabiemu Baworowskiemu sto siedemdziesiąt osiem tysięcy guldenów. Wszystkie opowieści z ekskluzywnego miejsca roznoszone pocztą pantoflową po Lwowie, wygrzebywane pieczołowicie z prasy (jeśli na jej łamy zdołały przeniknąć) urastały do rangi miejskich sensacji.
(…) pozostała część artykułu dostępna na łamach Kuriera Galicyjskiego.
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."