Ostatnia aktualizacja: 1 czerwca 2018
„Czy sensowne jest blokowanie całej domeny „facebook.com” za to, że na jednej z podstron oferuje się środki zastępcze” – pyta Ministerstwo Cyfryzacji, krytykując pomysł resortu zdrowia na kolejny rejestr domen zakazanych. Tym razem oferujących dopalacze.
Ministerstwo Zdrowia w ramach planu walki z dopalaczami chce mieć możliwość blokowania stron internetowych promujących i sprzedających te środki. I to bez zgody sądu. W projekcie zmian ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii znalazł się pomysł dający Generalnemu Inspektorowi Sanitarnemu możliwość prowadzenia specjalnego rejestru zakazanych stron internetowych, na których można kupić dopalacze.
Inspektor nie musiałby uzyskiwać zgody sądu ani jakiejkolwiek innej instytucji, by wpisywać tam adres, pod którym można kupić te środki. A po wpisaniu na listę domeny operatorzy mają mieć 48 godzin na jej zablokowanie. Dopiero po tym czasie właściciel zablokowanej witryny będzie mógł złożyć odwołanie do sądu.
Czyli rozwiązanie niemal identyczne jak to, które od lipca ubiegłego roku funkcjonuje w przypadku hazardu internetowego i rejestru domen hazardowych. Ale jak się okazuje, jeszcze bardziej kontrowersyjne. Nawet wewnątrz samego rządu. Ustawa trafiła do konsultacji na Komitet ds. Cyfryzacji i pod ocenę Ministerstwa Cyfryzacji, a resort ten na pomyśle resortu zdrowia nie zostawia suchej nitki.
Fałszywa wizja skuteczności
„Blokowanie stron internetowych na poziomie domen nie będzie skutecznym rozwiązaniem. Obejście zablokowanej strony może zostać dokonane bezkosztowo i przez osoby posiadające minimalną wiedzę techniczną, z użyciem ogólnodostępnych narzędzi” – piszą urzędnicy resortu cyfryzacji i dodają, że ten pomysł zamiast zablokować dostęp do dopalaczy może być wręcz pomocny.
I dodaje, że właśnie metody wskazane przez MC, czyli użycie sieci Tor czy połączenia VPN są dziś szczególnie dla szukających potencjalnie nielegalnych materiałów powszechnie znane.
Całość czytaj na: wyborcza.pl
Pomorze
03/06/2018