Ostatnia aktualizacja: 16 sierpnia 2017
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego bada, kto posługiwał się spreparowanym projektem umowy, w której Totalizator Sportowy miał przekazać prywatnej firmie nadzór nad rynkiem tzw. jednorękich bandytów – ustaliła „Gazeta Polska”.
1 kwietnia 2017 r. weszła w życie nowa ustawa regulująca rynek hazardu w Polsce. Zgodnie z jej przepisami monopol nad rynkiem tzw. jednorękich bandytów ma państwowy Totalizator Sportowy. Takie rozwiązanie ma w całości wyeliminować szarą strefę, która w ostatnich latach z nielegalnych automatów czerpała zyski liczone w miliardach złotych rocznie. Było to możliwe, ponieważ w 2009 r. rząd PO-PSL zdelegalizował rynek jednorękich bandytów. Obecnie trwają przygotowania do uruchomienia punktów oferujących legalną grę na automatach.
Tymczasem „Gazeta Polska” dotarła do projektu umowy, jaką Totalizator Sportowy planował rzekomo zawrzeć z tajemniczą firmą „Gama”. Widnieje na niej podpis Olgierda Cieślika, szefa państwowej spółki. W ten sposób miał on zrzec się prawa do nadzoru nad polskim rynkiem jednorękich bandytów. Okazuje się jednak, że dokument został spreparowany. Taka umowa nigdy nie powstała w Totalizatorze Sportowym. Zresztą sama spółka nie ma nawet prawa oddania innemu podmiotowi otrzymanego ustawowo monopolu. Tymczasem kilka firm, chcących uruchomić legalne punkty z jednorękimi bandytami, miało zapłacić osobom posługującym się tą rzekomą umową spore pieniądze. Z nieoficjalnych informacji „GP” wynika, że w sumie mógł to być nawet milion euro. Sprawę bada Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW).
Z ustaleń „GP” wynika, że prześwietla się m.in. działającego na rynku hazardowym i zbrojeniowym warszawskiego prawnika K., kojarzonego z dawnymi Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. To właśnie on miał dysponować spreparowaną umową z „Gamą”.
Maskarada przy Totalizatorze
Z ustaleń „GP” wynika, że od kilku miesięcy do Totalizatora Sportowego napływają informacje o różnych osobach powołujących się na rzekome pełnomocnictwa lub umowy podpisane przez zarząd spółki. O wszystkich tego typu sygnałach na bieżąco informowana jest ABW.
Kilka tygodni temu do Agencji zgłosił się były członek zarządu Totalizatora z umową przekazującą prawo do monopolu nad rynkiem jednorękich bandytów firmie „Gama”. Służba bardzo szybko ustaliła, że dokument jest sfabrykowany. – Wszystko wskazuje na to, że był przedstawiany firmom zainteresowanym uruchomieniem legalnej działalności. Posługujący się tym dokumentem przekonywali, że mają ogromne wpływy w spółce i są w stanie tam wszystko załatwić – mówi „GP” osoba związana z ABW. Podkreśla, że próbowano to uwiarygodnić na różne sposób.
– Poproszono jednego z przedsiębiorców o podjechanie pod siedzibę Totalizatora. Po czym jedna z osób wyszła stamtąd kilkanaście minut później, niosąc w kopercie rzekomo świeżo podpisane przez prezesa Totalizatora dokumenty. Tymczasem była to zwykła maskarada – dodaje nasz rozmówca.
Kilka firm miało uwierzyć w prawdziwość zapewnień dysponujących spreparowaną umową. W sumie – jak twierdzi nasz rozmówca – przekazano nawet około miliona euro.
Prawnik i koledzy z WSI
Kto posługiwał się sfabrykowanymi dokumentami i zainkasował pieniądze? ABW podejrzewa o to kilka osób. W tym gronie znajduje się m.in. wpływowy prawnik K. To znana postać, szczególnie w kręgach dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych. Od lat związany jest z interesami zbrojeniowymi, które prowadzą emerytowani funkcjonariusze tej zlikwidowanej instytucji. Oprócz tego działa też w branży farmaceutycznej i właśnie hazardowej. Współpracuje m.in. z Arno van D., związanym z producentami automatów. Ten obywatel Holandii był jednym z bohaterów afery hazardowej, która wybuchła w 2003 r. Wówczas o rzekome przyjęcie od niego łapówki został oskarżony ówczesny szef klubu SLD Jerzy Jaskiernia. Śledztwo w tej sprawie zostało ostatecznie umorzone.
K. w przesłanym do „GP” piśmie przekonuje, że projekt umowy to efekt prowadzonych prac nad poszukiwaniem rozwiązań prawnych umożliwiających realizację monopolu państwa we współpracy z podmiotami zewnętrznymi: „Opracowane zostały trzy projekty różnych umów, gdzie strony tych umów oznaczono roboczo na potrzeby tych projektów jako spółka Alfa, spółka Delta i spółka Gama. (…) Te projekty powstawały, zanim nawet było wiadomo, kto będzie wykonywać monopol skarbu państwa. (…) Podlegały te projekty umów różnym modyfikacjom, również dlatego, że zmieniały się koncepcje rządowe”. Według K. dostęp do tych projektów miało kilkadziesiąt osób.
TS: tylko my mamy monopol
Z ustaleń „GP” wynika, że sprawę spreparowanych umów zna Totalizator Sportowy.
– Totalizator Sportowy jest jedynym podmiotem na rynku, który ma prawo realizować monopol w obszarze gry na automatach poza kasynami gry i nie ma żadnej możliwości, by działania te realizował inny podmiot na polskim rynku. Nie jest także możliwe, by Totalizator Sportowy miał prawo przekazać realizację monopolu firmie zewnętrznej – podkreśla w piśmie do „GP” Aida Bella z Totalizatora Sportowego. Zgodnie z przepisami to Totalizator Sportowy ma decydować o miejscach, gdzie będzie możliwa gra na jednorękich bandytach. Zgłaszanie lokalizacji jest już możliwie dzięki specjalnej aplikacji na stronie spółki. Po wstępnej weryfikacji dany lokal jest sprawdzany przez pracowników Totalizatora. Dopiero wówczas, po ich akceptacji, zostaje wciągnięty na listę miejsc oczekujących na automaty. Same maszyny do gry mają być dostarczone przez konsorcjum państwowych przedsiębiorstw: Exatel, WZŁ-1 i Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych. GP
Podejrzany
Z ustaleń „GP” wynika, że ABW prześwietla działającego na rynku hazardowym i zbrojeniowym warszawskiego prawnika K., kojarzonego z WSI. Afera hazardowa, która ugodziła po 1 listopada 2009 r. „Rzeczpospolita” ujawniła stenogramy podsłuchów telefonicznych CBA z rozmów polityków PO z biznesmenem z branży hazardowej. Wynikało z nich, że podczas tworzenia przepisów regulujących rynek jednorękich bandytów mogło dojść do poważnych nieprawidłowości. W wyniku skandalu stanowisko wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych stracił Grzegorz Schetyna. W efekcie bez żadnej analizy zdecydowano się zdelegalizować jednorękich bandytów. Decyzję w tej sprawie, ze względów czysto politycznych, podjął ówczesny premier Donald Tusk, a wiceminister finansów nadzorujący hazard, Jacek Kapica, stał się jej wykonawcą. Potem prokuratura w Białymstoku chciała mu postawić w związku z tym zarzuty niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. Wówczas prowadzenie śledztwa odebrano prokuratorowi, a następnie przeniesiono do prokuratury w Poznaniu. Ostatecznie sprawę umorzono.
O kulisach tej sprawy pisała „Gazeta Polska”. Kosztowała ona skarb państwa miliardy złotych. Pieniądze te zamiast w postaci podatku trafiać do budżetu państwa, zaczęły zasilać kieszenie przestępców. Jednoręcy bandyci nie zniknęli z rynku. Zeszli tylko do podziemia i rozpoczęli działalność w szarej strefie.
Źródło: Gazeta Polska
zyzak
23/08/2017
lolek
23/08/2017
alter
22/08/2017
sara
21/08/2017
ALFONZO
21/08/2017
zimerman
21/08/2017
sara
19/08/2017
operator
18/08/2017
Lukacz
17/08/2017
Kryspin
17/08/2017
wala
17/08/2017
Elvis
17/08/2017