Brawura w życiu jest ryzykowna, ale można nią wygrać. Zupełnie jak w kasynie. Rozmowa z Wojciechem Trzaską, ekspertem PR i rynków niemieckojęzycznych.

Polecane Wywiady
Wiktor Czerwiński 01/07/2024

Ostatnia aktualizacja: 2 lipca 2024

W branży hazardowej jest niewielu Polaków, którzy znacząco zaistnieli na rynkach międzynarodowych. Mamy dziś przyjemność rozmawiać z jednym z nich. Wojciech Trzaska to specjalista od rynków niemieckojęzycznych, od wielu lat związany także z Maltą. Karierę w branży zaczynał ponad 15 lat temu od menadżerskiego stanowiska w austriackiej firmie Bet-at-home.com. W jego portfolio są także Greentube (Grupa Novomatic), Cashpoint (Grupa Gauselmann), a nawet polski LV BET, gdzie też zajmował się rynkiem niemieckim. Obecnie jest Dyrektorem ds. Komunikacji w SB Software. Wojciech Trzaska opowie o tym dlaczego na hazard patrzy przez pryzmat ekonomii, co sprawiło, że w pewnym momencie schudł 8 kilogramów w krótkim czasie i co 15 minut odwiedzał toaletę oraz dlaczego pewność siebie to największa wygrana.

Wiktor Czerwiński: Opowiedz naszym czytelnikom co sprawiło, że trafiłeś do branży hazardowej?

To był bardzo ciekawy splot zdarzeń. Zanim trafiłem do branży hazardowej byłam doradcą inwestycyjnym, zarządzałem funduszami i portfelami akcji prywatnych klientów w austriackim banku. W moim portfelu były, taże spółki hazardowe jak William Hill, bwin czy Bet-at-home. Spotykałem się regularnie z zarządami tych spółek na dorocznej prezentacji wyników. Pewnego razu, podczas prezentacji Bet-at-home, nie byłem usatysfakcjonowany tym, co słyszę od założycieli spółki, więc w przerwie spotkania wyraziłem stanowczo swoje niezadowolenie w konsekwencji czego jeden z założycieli zapytał czy nie zechciałbym dla nich pracować. : ) Natychmiast rozładował moją irytację, bo takiej reakcji w ogóle się nie spodziewałem. Wybuchnąłem salwą śmiechu i parę miesięcy później pracowałem już w Bet-at-home jako szef ds. relacji inwestorskich i public relations będąc, także rzecznikiem prasowym spółki. To był początek, w branży jestem już ponad 15 lat.

Wojciech Trzaska w trakcie panelu dyskusyjnego na konferencji hazardowej SBC Summit w Londynie

Jaki moment uważasz za najlepszy w swojej dotychczasowej karierze zawodowej?

Wspaniałym doświadczeniem była wspomniana, pierwsza praca w branży. Jako szef ds. relacji inwestorskich dokładnie wiedziałem czego chcą ode mnie doradcy inwestycyjni, bo jeszcze chwilę temu sam nim byłem. Doskonale wiedziałem czego potrzebują, jak myślą i jak z nimi rozmawiać. Bardzo dobrze odnalazłem się też w roli rzecznika prasowego Bet-at-home. To wyzwanie pozwoliło mi odkryć w sobie talent do budowania wizerunku firmy przez kontakt z mediami czy skonsumowanie możliwości jakie daje sponsoring sportowy. Potrafię być dyplomatą i budować okrągłe zdania, mówić tak, by niewiele powiedzieć, gdy wymaga tego sytuacja ale też, gdy trzeba komunikować wprost. Wszystko zależy od potrzeby.

Przez te lata pracowałeś w wielu firmach z branży, w sumie głównie na europejskich rynkach. Zatrzymajmy się na chwilę przy bardzo znanej marce Greentube, należącej do austriackiego giganta Novomatic. Jak wspominasz ten okres?

To był świetny projekt. Czułem, że współtworzę coś wielkiego. W tamtym czasie rynek nie był jeszcze tak uregulowany, jak obecnie. Można było działać swobodniej i projektować niezwykle ciekawe działania. Niestety „to se nevrátí, pane Havránku”. W porównaniu do obecnej sytuacji to było Eldorado. Ten projekt pokazał mi co znaczy pasja, entuzjazm, duch rozrywki, rywalizacji, zabawy i gdzie się kryją. Zobaczyłem ten rodzaj „frajdy”, jaką może dawać kasyno online, nie tylko to naziemne. Nauczyłem się jak w sposób kontrolowany i odpowiedzialny proponować tę rozrywkę graczom, jednocześnie nie stłamsząc jej tak ważnego ducha. Ten projekt pokazał, że to jest możliwe. Gdy kilka lat później zostałem prezesem spółki hazardowej z kapitałem austriackim, gdzie codziennie dotykały mnie regulacje rynków, na których byliśmy obecni, wtedy dostrzegłem jak ów duch rozrywki może być zatracony przez to, że poświęca się nadzwyczajną uwagę często absurdalnym i nierzeczywistym regulacjom, by nikomu się nie narazić. Dziś ważniejsze staje się to, by nie podpaść regulatorowi, niż to, by odpowiedzialnie serwować graczom wysokiej jakości rozrywkę, która bawi i nie szkodzi. Nikt tak dobrze nie schrzani najlepszego pomysłu, jak dobry prawnik. : )

Co byś określił swoim największym sukcesem?

W życiu miałem dwa szalone marzenia. W wieku 16 lat, dzięki mojemu bratu, zainteresowałem się giełdą papierów wartościowych. Moim wielkim marzeniem było zarządzanie funduszami inwestycyjnymi i portfelami akcji. Spełniłem je w wieku 30 lat. Do dziś pamiętam 2008 rok, gdy nastał kryzys. Przychodzę do pracy, odpalam terminal Bloomberga, mój ekran już kolejny dzień z rzędu świeci się na czerwono, czyli jest gruby alert. Nie ma żadnych fundamentalnych przesłanek, by akcje moich spółek leciały na „pysk“, a jednak lecą. Widzę jak uszczuplają się portfele moich klientów i jedyna myśl, którą mam w głowie to „No stary, trzymaj zwieracze”. A ja czuję, że zwieracze puszczają i musze biec do toalety. I tak co 15 minut. Cały krach trwał kilka tygodni, a ja schudłem 8 kilogramów. I poznałem co to znaczy prawdziwy stres. Udało mi się wybronić i skończyłem nieźle. Byłem o 3-4 punkty procentowe lepszy niż mój benchmark, czyli byłem lepszy niż ten segment ryku i straciłem trochę mniej milionów. : ) Drugie szalone marzenie – zostać prezesem spółki hazardowej. Też się spełniło. Zebrałem wspaniały zespół. Moją prawą ręką był oczywiście dyrektor finansowy. Liczby najlepiej do mnie przemawiają. Analiza danych, statystyki to prócz komunikacji zdecydowanie moja bajka. Rozumieliśmy się bez słów. Dla mnie to bardzo cenne. Przygotowałem bardzo realistyczny, 3 letni plan restrukturyzacji, ale nie dociągnąłem go do końca, bo na pewnym etapie wizja moja i inwestora… rozjechały się. Jak to w biznesie się często zdarza. Jestem wdzięczny inwestorowi, że dostałem taką szansę, mojej ukochanej, że stworzyła mi środowisko, dzięki któremu mogłem rozwinąć skrzydła i sobie za to, że podszedłem do tego bardzo rozsądnie, bez sodówki w głowie i z ogromnym zaangażowaniem.

Dwa wielkie, szalone marzenia spełniłeś. Jakie jest trzecie, czyli aktualne?

Domyślam się, że dla części czytelników może to zabrzmieć jak frazes, ale czuję się spełniony przez co nie mam ciśnień, by gonić króliczka i coś na siłę odhaczać. Co więcej, to jest bardzo wyzwalające, gdy na pewnym etapie masz już luz, bo nie ma presji. Oczywiście cele mam nadal ambitne, ale już nie gonię. Teraz zadbam o prawidłową i skuteczną komunikację w branży hazardowej. Tu jest wiele do zrobienia. Chcę, by wreszcie reszta świata też rozumiała, że tu nie chodzi o uzależnienie, ale o rozrywkę, pasję, entuzjazm, kreatywność i postęp.

A jaki z kolei był ten najtrudniejszy moment? Co byś nazwał swoją największą zawodową porażką?

Mam tak zbudowany mindset, że nawet z ciężkich doświadczeń wyciągam coś pozytywnego, dlatego trudno mi rozważać moje zawodowe życie w kategoriach porażek. Daję sobie do nich prawo, bo każdy z nas takie porażki ponosi, a potem szybko podnoszę się i idę dalej. Powiem tak, czuje raczej niedosyt w jednej sytuacji, czyli firmy, w której byłem prezesem i nie dokończyłem planu restrukturyzacji, a był ambitnym, wykonalnym projektem i chciałem się w tym sprawdzić do końca. Jestem nadal głęboko przekonany, że odnieślibyśmy sukces. Szkoda, że nie udało się tego dokończyć.

Kto dotychczas wywarł na Ciebie i Twoją karierę największy wpływ?

Mój chrzestny Jan Janiuk, jeśli chodzi o podejście do pracy i rozumienia finansów. W dawnych latach też Warren Buffet, jeśli mowa o analizie fundamentalnej spółek. Karin Luger – vice prezes  banku, w którym pracowałem. Świetna szefowa. Kobiety potrafią doskonale zarządzać i my faceci, możemy się od nich wiele nauczyć. Karin to kobieta o wyjątkowej inteligencji emocjonalnej. To ona pokazała mi, jak zarządza się zespołem, jak podejmuje się trudne decyzje inwestycyjne i jak się ich broni przed zarządem oraz radą nadzorczą. Nadal uczę się od wielu osób, między innymi od mojej Magdaleny, która jest świetnym trenerem mentalnym. Wprowadza moją dyscyplinę w pracy na wyższy poziom, motywuje do kończenia zadań i uczy dobrych nawyków. Jesteśmy duetem, który świetnie się uzupełnia. To dzięki niej mogłem rozwinąć skrzydła. Stworzyła mi do tego przestrzeń, za co jestem jej dozgonnie wdzięczny. Wiem też, że ona mnie bacznie obserwuje, co jest dla mnie jeszcze większą motywacją, by nie popełniać błędów i bardziej się starać. Założyciele Bet-at-home, otworzyli mi drzwi do kariery w branży. Darzę ich szacunkiem za odwagę. Nie dość, że stworzyli wtedy bardzo dobry produkt, to jeszcze szybko poszli w stworzenie spółki giełdowej.

Czy jest ktoś na polskim rynku hazardowym, kogo wyróżniłbyś jako wpływową osobę? A jeśli nie na polskim to na światowym rynku?

Pytanie co znaczy być wpływowym? Dla mnie na pewno nie jest to osoba, która głównie lobbuje, gdyż lobbing jest często kwestią budżetu. Uczestniczyłem w takich procesach i wiem jak to wygląda. W mojej ocenie osobą wpływową jest ktoś, kto wyznacza trendy, ma wizję, pasję, determinację i pokazuje nowe kierunki. Jest odważny, tworzy innowacje, za którymi podąża reszta branży lub też bardzo konsekwentnie realizuje swój pomysł na biznes w tej branży. To zdecydowanie Denise Coates, założycielka Bet365 czy Jesper Søgaard and Christian Kirk-Rasmussen, założyciele Better Collective. Moją uwagę zawsze przyciągali ludzie z pasją. W Polsce jest kilka osób, które darzę szczerym uznaniem, gdyż pamiętam je z początków branży w Polsce i pamiętam jak zaczynały, a gdzie są obecnie. Wykonały świetną i tytaniczną pracę. Nie sposób oczywiście wymienić wszystkich, bo rozmawialibyśmy o tym do rana, więc wspomnę tylko kilka nazwisk w telegraficznym skrócie: to Adam Bieliński, Mateusz Górka, Filip Sosnowski, Marcin Sapiński, Iwo Bulski, Bogdan Stańczak czy Julian Pawlukiewicz. To zawodowcy, którzy dużo wnieśli do branży.

Jak widzisz kolejne 5 lat w polskim hazardzie? Czy coś się zmieni, jeśli chodzi o podatki czy też licencje w sektorze zakładów sportowych bądź innych produktów jak kasyno czy poker?

Hazard istniał od starożytności, jest jedną z najstarszych rozrywek i nie sądzę, aby stała mu się krzywda. Trudno jest mi się skoncentrować na polskim rynku, bo to nigdy nie był mój rynek główny. Zawsze operowałem na rynku europejskim. Jestem specjalistą od regionu DACH (skrót od krajów niemieckojęzycznych: Deutschland – D, Austria – A, Schweiz- CH z łaciny Confoederatio Helvetica, red.), czyli kraje niemieckojęzyczne, Niemcy, Austria, Szwajcaria. Prognozy dotyczą nie tylko Polski, ale całej Europy, zwłaszcza, że Unia Europejska jest tworem coraz bardziej homogenicznym, regulacje się przenikają, Państwa je od siebie kopiują. To czego się obawiam to zbyt duży wpływ osób, które nie mają pojęcia i nie rozumieją tej rozrywki. Zachowanie właściwego balansu pomiędzy regulacjami, a biznesem jest kluczowe, bowiem bezpośrednio przekłada się na wpływy podatkowe do budżetu państwa. A za tym idzie m.in. rozwój gospodarczy kraju czy wspieranie sportu. Według statystyk dotyczących uzależnień, hazard plasuje się dopiero na 6 lub 7 miejscu (zależy od badań) i jest na podobnym poziomie, co uzależnienie od social mediów. Alkohol, papierosy i inne używki zdecydowanie królują na tych listach, więc wymienianie hazardu na jednym oddechu z alkoholem jest zupełnie nietrafione. Dziś alkohol, narkotyki i papierosy może kupić nastolatek, postawić na ulubioną drużynę futbolową już nie może. Nie będę oryginalny, gdy powiem, że liczę na liberalizację przepisów kasynowych. Jako osoba od samego początku obcująca z pokerem bardzo chciałbym, aby poker został zliberalizowany podobnie jak kasyna w internecie, aby paleta usług rozrywki online była pełna i konkurencyjna, a nie zdominowana przez monopol lub zaduszona przez regulacje. Polski przykład dobrze obrazuje przysłowie, że wsród ślepców jednooki jest królem, co widzimy na przykładzie Total Casino.

Jak widzisz branżę za 15 lat? Długa prognoza, ale zaryzykujmy nawet utopijną wizję iGamingu w 2040 roku.

Świat zmierza w kierunku nieszczęsnego Metaversu, czyli życia online i tak samo rozrywka będzie się rozwijać w Internecie. Jeśli zawsze grasz online to warto choć raz wybrać się do kasyna na żywo, by  poczuć te emocje i zrozumieć o co w tym chodzi. Nam, operatorom ze świata online zależy na tym, by odwzorować emocje, które towarzyszą graczowi, gdy stoi przy ruletce, gra w turnieju pokerowym lub w barze wraz z innymi kibicami ogląda obstawiony mecz. W mojej ocenie to nie do końca jest możliwe, bo potrzebujemy do tego emocji wynikających z aspektu socjalnego, obserwowania reakcji sąsiada ze stolika obok, który właśnie wygrywa dużą pulę lub obgryza paznokcie. Z drugiej strony przez wiele lat sądziliśmy, że online wyprze spotkania na żywo, ale pandemia pokazała, że jest odwrotnie. Widzę jak dziś ludzie zamieszczają ogłoszenia na Facebooku, że chcą się spotkać na żywo. Okazuje się, że ludzie potrzebują relacji, energii drugiego człowieka i obcowania z nim. Potrzebują czuć, dotykać, widzieć, rozmawiać. Podczas pobytu w Las Vegas odwiedziłem największa kasyna i były pełne, ludzie nadal się bawią. To zresztą jest zatłoczone miasto. Ostatnie lata dały nam dużo danych, czasem zaskakujących. Zresztą, pamiętam z jaką ekscytacją patrzyliśmy na pracę online i jak szybko okazało się, że jednak lepsze jest biuro i realny kontakt. Oczywiście hazard online i tak będzie się rozwijał, bo cały Internet się rozwija.

Chyba, że ktoś prąd odetnie?

Wtedy będziemy grać w pokera przy świecach, więc wrócimy do korzeni. : ) Hazard nie zniknie, ale dostosuje swoją formę, bo mają na to wpływ AI oraz automatyzacja. To są kierunki rozwoju. To niestety może ograniczyć wpływ człowieka i jego kreatywność. Aspekt metafizyczny człowieka może zostać zmarginalizowany, a szkoda, bo chciałbym, aby człowiek cały czas stał w centrum wydarzeń, także jako twórca, nie tylko jako odbiorca i  konsument. Cytując klasyka „Bo człowiek się liczy“. Pieniądze to nie wszystko…

Jako specjalista w dziedzinie PR i komunikacji jak oceniasz działania polskich operatorów? Czy jest ktoś, kogo mógłbyś wyróżnić w tym obszarze?

Może zacznę od całej branży. W zakresie public relations i komunikacji jest jeszcze mnóstwo do zrobienia. Specjalistów jest niewielu, a w firmach często traktuję się działania PR jako część marketingu lub wykonują je osoby, które moderują social media. Odnoszę też takie wrażenie, że PR jest bardzo często mylony z marketingiem i sprzedażą, a przecież te działy różnią się od siebie już nawet w celach podstawowych. Public relations to budowanie i utrzymywanie pozytywnego wizerunku firmy, kreowanie i zarządzanie relacjami z całym szeregiem interesariuszy otaczających firmę, nie tylko mediami i opinią publiczną. Marketing to zaś promowanie samych produktów lub usług, co ma prowadzić do zwiększenia sprzedaży. Dodatkowo to także analiza rynku i potrzeb klientów, by dostosowywać do nich ofertę. Sprzedaż natomiast, to jak sama nazwa wskazuje bezpośrednia sprzedaż produktów i generowanie przychodów. Jak więc widzisz, różnice są kolosalne i nie bardzo rozumiem dlaczego w tak wielu firmach PR chętnie wrzucany jest do jednego worka z dwoma pozostałymi, zwłaszcza w marketingiem. Sądzę, że głównie wynika to z niewiedzy w tym zakresie, a także z braku całościowej, przemyślanej i konkretnie zdefiniowanej wizji rozwoju firmy. Stąd niewłaściwe uplasowanie PRu i niewykorzystywanie jego skuteczności oraz potencjału. Działania PR w naszej branży od zawsze były traktowane po macoszemu i nie dotyczy to wyłącznie Polski. W mojej ocenie to duży błąd. Mamy mnóstwo ciekawych informacji, które możemy przekazać otoczeniu i dzięki temu odkleić wiele niesprawiedliwych łatek. W Polsce zauważalne działania PR prowadzi STS. Wynika to m.in. z tego, że był spółką giełdową, a liczby wdzięcznie się „komunikują”. Ostatnio zwróciłem uwagę, także na działania Superbet, który na polskim rynku skutecznie zaznacza swoją obecność, chociażby przez sponsoring sportowy. Za dobry ruch uważam wpieranie turnieju szachowego – Superbet Rapid&Blitz. Dobry sponsoring ma w sobie PRowy potencjał, który można „ogrywać” w nieskończoność. : )

Jakie jest Twoje motto życiowe lub rada dla innych ludzi, którzy dążą do osiągnięcia sukcesu w swojej karierze?

Pracuj nad mindsetem, nad mentalnością, bądź zawsze i gruntownie autorefleksyjny. Najbardziej pracuj nad sobą i swoją głową. W mojej ocenie to jest kluczowe. Nieustannie ucz się być dobrym człowiekiem. Naucz się też zarządzać ambicją. Te umiejętności pozwolą Ci zdefiniować Twoje cele, a gdy już je określisz to je realizuj. One są proste. Wypracuj w sobie głębokie przekonanie, że to jest możliwe, że jesteś w stanie to osiągąć. Bądź w tym odważny. A gdy będziesz odnosił zasłużone sukcesy bardzo mocno ściskaj w dłoni igłę, by była zawsze gotowa do przebicia balonu ego, jeśli ten będzie się nadymał. Pracuj nad koncentracją na celach, nad nawykiem zwyciężania, a gdy trzeba, dawaj sobie prawo do porażki. Życie to gra, ale z mocnym mindsetem wygrywa się w nią znacznie częściej, niż w kasynie.

Dziękuję za spotkanie.

Dziękuję serdecznie za czas i przestrzeń do rozmowy.

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

E-PLAY.PL