Ostatnia aktualizacja: 23 grudnia 2022
Ciemne pomieszczenia, obowiązkowo pomalowane paznokcie i ciągłe stanie – to dla krupierek codzienność. Chociaż większości z nas kasyno kojarzy się z eleganckimi, zamożnymi biznesmenami, to rzeczywistość często bywa inna. Róża, Ola i Martyna opowiedziały o kulisach swojej pracy.
„Rien ne va plus”, z francuskiego „więcej nie wolno już stawiać”, to słowa wypowiadane przez krupiera tuż przed puszczeniem kulki w ruletce. Choć praca w kasynie może wydawać się fascynująca, ma też swoje ciemne strony.
Plucie i mamrotanie „zaklęć”
Róża wybrała pracę w kasynie, bo sama lubiła grać. Chciała poznać zasady, nauczyć się rozdawać karty i zobaczyć, jak to wszystko wygląda „od zaplecza”. Po odbyciu miesięcznego kursu mogła dumnie nazwać się krupierką. A przy tym nosić krótkie spódniczki i szpilki. – Dziewczyny były różne, więc nie było wygórowanych wymogów. Wszystkie musiałyśmy mieć pomalowane paznokcie. Ja lubię mocny makijaż, więc taki nosiłam – wspomina.
22-latka nie ukrywa, że nie tylko ciekawość i pasja przyciągnęły ją do tej pracy, ale również zarobki. – Liczyłam bardzo na napiwki. A okazało się, że wszystkie bonusy idą na wspólne konto i są odprowadzane od nich podatki. To, ile dostawałyśmy, zależało też od stażu – mówi.
Przez pół roku pracy w kasynie Róża wiele widziała. – Mam wrażenie, że ludzie tam przychodzą, bo mają problemy. Chcą rozładować emocje jak na siłowni. Do tego zakładają maski, tam nie są sobą. Głupi przykład: facet przekochany, bardzo miły i dobrze wychowany, a kiedy przekraczał próg kasyna, stawał się największym gburem – opowiada.
22-latka nie doświadczyła niebezpiecznych sytuacji, ale zdarzały się pewne incydenty. – Przychodziło wielu przedstawicieli mniejszości romskiej. Im lepiej nie wchodzić w drogę. Kiedy nie szła im karta, Cyganki potrafiły mówić jakieś dziwne „zaklęcia” i pluć na stół – opowiada.
Widywała też młodzież, która lubiła przychodzić weekendami. – Ledwo 18 lat skończyli i przychodzili pijani. Mówili, że „chcieli wygrać na kebaba” – relacjonuje.
Róża musiała zrezygnować z pracy zaledwie po 6 miesiącach. – Zdrowie mi nie pozwalało dłużej tam pracować. Miałam problemy z żołądkiem i ze spaniem. Praca przez 10 godzin w dymie tytoniowym chyba nikomu nie sprzyja – wyjaśnia.
Całość czytaj na: kobieta.wp.pl
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."