Ostatnia aktualizacja: 10 sierpnia 2016
Eksperci nie mają wątpliwości: plany rozlokowania automatów do gier po całej Polsce jasno wskazują, że rządowi chodzi o pieniądze, a nie o zdrowie. 60 tys. jednorękich bandytów to miliardy dla budżetu.
Blisko trzydzieści razy więcej legalnych automatów do gier, niż jest obecnie. Od 2,5 do 3 miliardów złotych trafiających do budżetu państwa z tytułu podatku od gier. Taki będzie skutek przyjęcia nowelizacji przygotowanej w resorcie finansów.
Rząd PiS uznał, że metody poprzedników na walkę z hazardem były kiepskie. Ma więc własny pomysł, który uwzględnia zalegalizowanie ustawiania automatów poza kasynami. Tyle że zagrać będzie można wyłącznie w punktach Totalizatora Sportowego. Spółka otrzyma prawo do rozstawienia aż 60 tys. urządzeń. Dla porównania, na koniec 2010 r. – gdy ważne były jeszcze licencje sprzed wejścia w życie ustawy hazardowej z 2009 r. – legalnie działających automatów rozstawionych poza kasynami gry było 19 tys. Jeśli teraz Totalizator zdecydowałby się rozstawić jednorękich bandytów po równo w każdej z polskich gmin, znalazłoby się w nich po 25 urządzeń.
– Projekt przygotowany przez Ministerstwo Finansów jasno pokazuje, że rząd chce zrealizować cel fiskalny, a nie chronić obywateli przed skutkami uzależnienia od hazardu – komentuje adwokat Dawid Korczyński. Gdyby bowiem ustawodawcy rzeczywiście leżał na sercu los hazardzistów, zdecydowałby się na całkowity zakaz gier poza kasynami, a nie objęcie ich monopolem państwa.
– Cel jest tylko jeden: zwiększenie wpływów do budżetu – wtóruje Artur Górczyński, były poseł, ekspert rynku gier hazardowych. I dodaje, że monopolizacja rynku nie spowoduje wcale ograniczenia uzależnień, lecz ze względu na skalę przedsięwzięcia może nawet ryzyko popadnięcia w kłopoty zwiększyć.
Resort finansów uważa jednak, że pomysł prowadzenia gier przez Totalizator Sportowy jest najlepszy z możliwych. Z jednej strony bowiem nie zostanie zamknięty rynek, więc nie będzie problemu szarej strefy. Z drugiej dla państwowego monopolisty najważniejszy będzie nie zysk, lecz uczciwe prowadzenie działalności „ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb zdrowotnych obywateli”. Tłumaczył to niedawno w wypowiedzi dla Wirtualnej Polski wiceminister finansów Wiesław Janczyk. „Często gracze nie mają wiedzy, czy te gry są urządzane legalnie. Chcemy to uporządkować” – stwierdził.
Całość czytaj na: prawo.gazetaprawna.pl
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."