Ostatnia aktualizacja: 14 stycznia 2024
Wszystko zaczęło się od tego, że moja kuzynka, która pracowała jako krupierka, zapytała mnie, czy chciałabym sobie jakoś dorobić. Jej tata od lat grywał w karty i niedawno doszedł do wniosku, że chciałby sam zacząć organizować nielegalne turnieje. Szukał hostessy.
Mój wujek jest trochę podejrzanym typkiem i zdecydowanie to po nim widać – ma duże, czarne wąsy, nosi wielkie awiatorki, a jego nadgarstek zdobi okazały, błyszczący zegarek.
Miałam wtedy 19 lat i bardzo zainteresowała mnie ta robota – moja kuzynka wspomniała, że małym nakładem pracy zarobię duże pieniądze. Mogłam zacząć praktycznie od razu, musiałam jedynie przejść krótkie szkolenie pod okiem wuja. Już pierwszego dnia pracowałam jako krupierka w dużym, luksusowym hotelu przy plaży i przy moim stole, gdzie siedzieli sami wielcy pokerzyści, miało miejsce otwarcie turnieju. Od razu popełniłam błąd nowicjusza i spoconymi rękami rozdałam złe karty. Na szczęście reszta wieczoru upłynęła już bez żadnych problemów.
Mój wujek przez jakiś czas prowadził również nielegalne kasyno. W Holandii można ich znaleźć całkiem sporo i wszystkie z nich są w jakiś sposób wyjątkowe – widziałam zarówno takie, które przypominały szopę i podawano w nim piwo z orzeszkami, jak i luksusowe apartamenty, gdzie gra toczyła się przy kawiorze i paniach do towarzystwa. W nielegalnych kasynach swojego szczęścia próbują najróżniejsze osoby, poczynając od niezdrowo wyglądających, zaniedbanych hazardzistów, a kończąc na eleganckich kobietach noszących mopsy w swoich torebkach od Louisa Vuittona.
Miejsce, w którym zazwyczaj pracuję, niegdyś było magazynem i z zewnątrz nie prezentuje się szczególnie okazale. Najczęściej odwiedzają je inni właściciele nielegalnych kasyn, profesjonalni pokerzyści i osoby, które prowadzą holenderskie coffeeshopy.
Większość kierowników takich domów gry dorobiła się swoich pieniędzy w podejrzany sposób. Często są ważnymi postaciami w świecie przestępczym: za dnia sprzedają narkotyki albo handlują kradzionymi dobrami, a wieczorem dorabiają sobie prowadzeniem takiej placówki. Jednak w samych kasynach najczęściej pracują takie osoby, jak ja – studenci, którzy chcą zarobić coś ekstra. Moje zmiany trwają bardzo długo, od 19:30 do 11:30 następnego dnia, a podczas jednej zarabiam średnio od 300 do 500 euro (1270-2120 złotych), nie wliczając w to napiwków. Podczas moich przerw, kiedy wszyscy goście są skupieni na grze i nie trzeba ich doglądać, siadam w kątku i w spokoju się uczę.
Całość czytaj na: vice.com
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."