Ostatnia aktualizacja: 16 kwietnia 2020
Nauka pozwala określić prawdopodobieństwa w grach losowych, takich jak Blackjack. Mózg człowieka jest jednak zbyt ograniczony, aby w mig przetwarzać tysiące obliczeń. A co gdyby wnieść komputer do kasyna w Vegas? Ta szuka udała się Edwardowi Thorpowi, pionierowi wearable devices.
Technologie ubieralne całkowicie zaskarbiły dla siebie tegoroczne targi MWC, które zwykle są dość dobrą wróżbą tego, co w przyszłości może być „trendy”. Prawie wszyscy najwięksi gracze mobilni pokazali swoje smartwatche, a nieco później Google zaskarbił sobie serca geeków propozycją wspólnej platformy – Android Wear, która – tak jak ich smartfonowy system – ma się stać standardem na polu technologii ubieralnych.
A historia inteligentnych rzeczy zakładanych bezpośrednio na nasze ciało ma wbrew pozorom dość długą historię. Zaczęła się ona na w połowie lat 60. na kalifornijskim MIT, gdzie matematykę wykładał Edward Thorp, przyszły twórca pierwszego na świecie wearable device.
Nauka w służbie hazardu
Już w wieku 13 lat objawiał on niesłychane zainteresowanie technologiami i ciekawymi pomysłami na ich zastosowania. Właśnie wtedy wymarzył sobie, że ogoli głowę na łyso, przyłoży do niej elektrody, łączące się z silniczkami otwierającymi drzwi i tym sposobem będzie mógł wpuszczać ludzi do domu za pomocą siły woli. Planu nie udało mu się wtedy zrealizować, choć z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy, wprowadzenie takich innowacji w życie nie nastręczałoby problemów.
Thorp już w dorosłym życiu prowadził intensywne badania związane z zastosowaniem rachunku prawdopodobieństwa w hazardzie. W 1962 roku wydał książkę pt. „Beat the Dealer”, gdzie przedstawił autorski sposób liczenia kart, który gwarantował większe szanse w Blackjacku. Wszystkie systemy rozpracowujące tę grę, które powstały potem wzorowały się już na jego dokonaniach.
A były one tak skuteczne, że przedstawiciele kasyn poczuli, że mogą stracić swoją uprzywilejowaną pozycję i uciekli się do zmiany zasad gry, aby dać krupierowi większą szansę na wygraną. Spotkało się to ze zdecydowanym bojkotem ze strony graczy i doprowadziło do osiągnięcia kompromisu – gracze zgodzili się na użycie nie jednej, a czterech talii kart w grze, co podnosiło znacznie poziom trudności, dla każdego, kto chciał skorzystać z metody Thorpa.
Czytaj całość na: m.technologie.gazeta.pl
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."