Ostatnia aktualizacja: 11 marca 2019
Od stycznia obowiązuje nowa ustawa, według której wszystkie spółki gier hazardowych są zobowiązane posiadać koncesję na prowadzenie działalności na szwedzkim rynku. Nowe prawo stawia również wymagania firmom, by ich marketing był „umiarkowany”. Czy jest to jednak możliwe?
Minister administracji publicznej Ardalan Shekarabi jest szczerze zatroskany inwazją reklam gier hazardowych, które wciskają się do iphonów, ipadów i komputerów konsumentów, nie mówiąc już o mediach.
Zaprosił więc na dywanik 69 spółek działających na rynku gier hazardowych, by poinformować je, że od początku tego roku w kraju obowiązuje szwedzkie prawo, a nie maltańskie, które musi być przestrzegane przez wszystkie firmy z tej branży. Prawo to ma chronić konsumentów i prowadzić do brania odpowiedzialności za graczy, którzy borykają się z problemem uzależnienia od hazardu. Powiedział też, że firmy muszą same ograniczyć reklamę. Obecnej bowiem sytuacji tolerować nie można.
Zdaniem Ardalana Shekarabi konsumentów naraża się na niezwykle agresywny, w zasadzie niczym nieograniczony i wszechobecny w przestrzeni publicznej i w programach telewizyjnych (choć nie telewizji ani radiu publicznym) marketing. Dlatego albo branża sama ureguluje sytuację, albo wkroczą politycy i wprowadzą bardziej rygorystyczne, „przymusowe działania”.
Firmom dużo czasu nie zostało. Mają wystąpić do końca marca z propozycjami reguł etycznych, które według nich powściągną zapędy marketingu.
W opinii ministra administracji publicznej umiarkowana reklama (pojęcie, które, prawdę powiedziawszy, wydaje się hipokryzją) polega na tym, że nie wprowadza konsumenta w błąd. Chroni również przed marketingiem osoby niepełnoletnie, a także przed fałszywym uspokajaniem, że hazard nie pociąga za sobą ryzyka.
Teraz chodzi o to, by Inspektorat ds. Hazardu i Urząd Konsumenta wypróbowały ustawę w praktyce poprzez prowadzenie procesów przeciwko spółkom, które nie kontrolują ekspansywności marketingu – wyjaśniał minister.
Ostatecznie to sądy ustanowią, na czym będzie polegało umiarkowanie.
Umiarkowanie nie tylko w aspekcie merytorycznym, ale także objętościowym. Bo jeżeli ilość reklam sama w sobie jest zagrożeniem dla konsumentów, którzy nie są w stanie oprzeć się pokusom kasyna, to branża gier hazardowych musi wyznaczyć limit eksponowania swojej działalności.
Całość czytaj na: rp.pl
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."