Ostatnia aktualizacja: 24 kwietnia 2015
Na blisko 5 mld zł szacowany jest rynek zakładów wzajemnych w Polsce. Firmy działające na nim legalnie płacą 12 proc. podatek obrotowy.
Gdyby udało się opodatkować szarą część tego rynku do kasy państwa mogłoby wpłynąć 300 – 400 mln zł rocznie – pisze Konrad Łabudek, prawnik z firmy Fortuna Online.
Rynek zakładów wzajemnych w Polsce jest regulowany Ustawą o grach hazardowych, która obowiązuje od początku 2010 roku. Rok później znowelizowano ją i pozwolono na organizowanie zakładów przez Internet, o ile firmy bukmacherskie otrzymają stosowne zezwolenie od Ministerstwa Finansów. Na polskim rynku w sposób legalny działają obecnie cztery firmy bukmacherskie – Fortuna, STS, Totolotek i Milenium. Rynek jest zdominowany przez nielicencjonowanych operatorów offshore, którzy mają łącznie 91% udziałów w całym rynku i nie odprowadzają podatków do budżetu państwa. Wielkość obrotu rynku internetowych gier i zakładów w Polsce w 2013 roku wyniosła ponad 4,9 mld zł.
Legalni płacą 12 procent
Zgodnie z ustawą legalni operatorzy obarczeni są 12-procentowym podatkiem obrotowym, jednym z najwyższych w całej Unii Europejskiej. Dodatkowo nie mogą reklamować swoich usług i mają bardzo ograniczone możliwości sponsoringowe. Ustawa niestety wciąż nie reguluje kwestii „szarej strefy”, czyli właśnie operatorów nielicencjonowanych, i niestety pieniądze przeznaczane przez polskich obywateli na zakłady u operatorów offshore omijają budżet RP. Potwierdza to raport, jaki opublikowała ostatnio Najwyższa Izba Kontroli, wskazując, iż obecne przepisy Ustawy o grach hazardowych pozwalają na egzekwowanie ich przestrzegania jedynie w stosunku do podmiotów działających na terenie Polski.
W rezultacie sprzyjają unikaniu odpowiedzialności przez firmy, które nie podlegają bezpośredniej jurysdykcji polskich organów podatkowych, a oferują swoje usługi polskim konsumentom bez zezwolenia MF. Taki stan rzeczy oraz możliwe rozwiązania sytuacji zawiera raport zaprezentowany kilka miesięcy temu przez firmę doradczą Roland Berger.
Czytaj całość na: lex.pl
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."