Ostatnia aktualizacja: 19 kwietnia 2024
Co nagle, to po diable. Ta prawda ciągle jest aktualna. Kiedy trzy lata temu, po wybuchu tzw. afery hazardowej, rząd wziął się za bary z hazardem, wydawało się, że wygra tę walkę. I to walkowerem. Branża podniosła co prawda raban, ale szybko został ściszony. Zmiany w prawie najdotkliwiej mieli odczuć właściciele wszechobecnych wówczas automatów do gry o niskich wygranych. Przyjmowana w błyskawicznym tempie – bo w ciągu dwóch dni – ustawa zakłada, że do 2015 roku automaty całkiem znikną z polskich ulic, barów i stacji benzynowych. Prowadzenie takiej działalności poza kasynami będzie zaś zakazane. A tymczasem…
Okazuje się, że teraz to właściciele tzw. jednorękich bandytów mogą położyć rząd na łopatki. Śledzenie tej walki byłoby może pasjonujące, gdyby nie jeden drobiazg. Coraz bardziej realne staje się zagrożenie, że za bubla prawnego będziemy musieli słono zapłacić. Wszyscy.
Przełomowym wydarzeniem, dzięki któremu branża automatów złapała wiatr w żagle, był wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku z listopada ubiegłego roku. Rozstrzygał on konflikt między Izbą Celną w Gdyni a spółkami Fortuna, Forta i Grand, które chciały przedłużenia zezwoleń na prowadzenie działalności na automatach i dostały odmowę. Firmy argumentowały, że administracja nie może powoływać się na przepisy ustawy o grach hazardowych.
– Podlegały one konsultacjom Komisji Europejskiej, których nie przeprowadzono – dowodziła spółka. Prowadząc tę sprawę, gdański sąd zawiesił postępowanie i zwrócił się o opinię do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ten zaś uznał, że dokładnie tak właśnie może być, choć rozstrzygnąć powinny to sądy krajowe. To było pierwsze ups. Na tej podstawie sąd w Gdańsku uznał, że Polska rzeczywiście powinna była skonsultować przepisy, na podstawie których ogranicza liczbę automatów poza kasynami, a docelowo chce je zlikwidować. Skoro zaś tego nie zrobiła, nie może przepisu stosować. Efekt? Sąd nakazał gdyńskiej izbie celnej wydawać zezwolenia na prowadzenie działalności na automatach na podstawie wcześniejszej ustawy o grach i zakładach wzajemnych. 4 stycznia Izba Celna w Gdyni złożyła co prawda na ten wyrok skargę kasacyjną, ale lawina ruszyła.
Więcej w najnowszym numerze Bloomberg Businessweek: http://sklep.rp.pl/sklep/bloomberg_businessweek.php
Do dyskusji zapraszamy na nasz profil na Facebooku
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."