Ostatnia aktualizacja: 10 czerwca 2014
Oszukańcza loteria szczęścia kręciła się według wzorców z Zachodu, ale mechanizmu pilnowali rodzimi specjaliści od psychologii. 58 tys. osób uwierzyło w piękne zapewnienia: „Walizka pełna pieniędzy dla Ciebie”, „Wielka wygrana w Twoich rękach”, „Wybrała Cię Wszystkowiedząca Wróżka Esmeralda”.
Mechanizm oszustwa polegał na skoordynowanych działaniach kilkunastu firm w Polsce i Czechach. Ponieważ sprawa jest w toku, ich nazw nie ujawniamy. Polecenia wychodziły ze spółki czapy o nazwie (powiedzmy) V. Spółka nie zatrudniała nikogo, pracowały na nią zewnętrzne firmy.
Prezesi i prokurenci figurujący w aktach rejestrowych przebywali na stałe poza Polską. Adres do korespondencji był skrytką pocztową, których V. miała w Warszawie kilka. Siedziba zmieniała się wiele razy, ale zawsze znajdował się w niej tylko faks, do którego dostęp mieli kurierzy.
Pieniądze wyłudzano starannie opracowanym systemem oszukańczych konkursów o charakterze loterii z nagrodami. Spółki, wykorzystując różne bazy danych, rozsyłały firmowe pisma do osób w całym kraju z obietnicą głównej nagrody najczęściej w postaci czeku na kilka lub kilkadziesiąt tysięcy złotych. Aby dostać nagrodę, należało potwierdzić gotowość odebrania premii – co oznaczało wpłatę określonej sumy na poczet wydatków manipulacyjnych – oraz połączyć się telefonicznie z organizatorem.
Adresat się dowiadywał, że otrzymał status „jedynego zwycięzcy”, co miało go wprawić w tak wielką euforię, że nie analizował rozważnie treści oferty. Najbardziej podatne na tę psychotechnikę były osoby starsze, raczej biedne.
Czytaj całość na: wprost.pl
Kemyr
20:09 10/06/2014