Ostatnia aktualizacja: 27 czerwca 2024
Mniej więcej co drugi z nas to nałogowiec, hazardzista. Nałogowo płacimy państwu podatek od wiary w szczęście. Uiszczenie podatku jest proste – wystarczy zagrać w lotto.
Warszawa zwykle obstawia na chybił trafił, wiadomo, stolica zawsze się spieszy. Śląsk gra zespołowo i systemowo, często po uprzedniej wizycie u notariusza, który zapisuje w umowie, kto ile daje i ile może zatrzymać z ewentualnej wygranej. W tak zwanych zakładach systemowych skreśla się nawet 12 z 49 liczb. Szansa na trafienie szóstki wynosi wtedy 1 do 15 tysięcy, a nie 1 do 14 milionów, jak w zwykłym totku z sześcioma skreśleniami. Tyle że zakład systemowy z 12 skreśleniami kosztuje aż 2,7 tys. zł, a zwykły tylko 3 złote.
Totalizator Sportowy za nic w świecie nie zdradzi, kto w czwartek 10 lutego 2012 r. kupił w kolekturze przy ul. Unruga 5 w Gdyni najszczęśliwszy los w 59-letniej historii polskiego totolotka. To nie Powerball i inne amerykańskie loterie, w których nagrody idą w setki milionów dolarów, ale w zamian wygrani firmują je swoim nazwiskiem i twarzą, co zresztą potem nierzadko odbija się im czkawką. Gdy parę lat temu Joan R. Ginther z USA wygrała w LotteryUSA 10 milionów dolarów, media z miejsca komentowały, że musi w tym być jakiś przekręt.
Wyszło bowiem na jaw, że pani Ginther nie tylko trafiła milionową pulę już po raz czwarty, ale na dodatek jest emerytowaną profesor statystyki z prestiżowego Uniwersytetu Stanforda! Czy to możliwe, że policzyła sobie szanse na wygraną?
Czytaj całość w Newsweek Polska 2014 14/14 31-03-2014
MIXER
10:44 31/03/2014