Ostatnia aktualizacja: 27 kwietnia 2024
W Chinach ustawowo zakazano nieletnim korzystania z gier elektronicznych pomiędzy 22:00 a 8:00 rano. Dzieciaki nie mogą też grać w weekend dłużej niż dziewięćdziesiąt minut. Teraz specjalne oprogramowanie rozpoznające twarz będzie pilnować przestrzegania tego prawa.
Restrykcje wprowadzono już w 2019 roku, a od czerwca 2021 roku wymaga się także, aby każda gra na rynku chińskim posiadała system identyfikacji gracza, który potwierdza jego tożsamość i wiek. Gry mają także blokować dzieci grające w niedozwolonych porach lub zbyt długo.
Firma Tencent, jeden z największych potentatów branży gier, wprowadziła w sześćdziesięciu popularnych grach mobilnych identyfikację twarzy. Monit wyskakuje, gdy program wykryje zbyt późne lub zbyt długie granie. Można co prawda odmówić identyfikacji, ale wtedy gra automatycznie wyrzuca użytkownika. Podobnie dzieje się, jeśli zostanie rozpoznany jako nieletni. To kolejny element gry w kotka i myszkę pomiędzy małymi graczami, a chińskim rządem. Bo oczywiście dzieciaki zawsze szukają sposobu, żeby obejść zakazy. Dotychczas powszechnie zdarzało się, że nieletni gracz, po zablokowaniu swojego profilu, logował się na profil taty, a nawet dziadka. To ostatnie było szczególnie popularne, bo w Chinach dzieci często trafiają pod opiekę dziadków, gdy rodzice pracują. Starsze pokolenie wie o elektronice mniej, więc łatwiej je podejść. Ale teraz będzie trudniej.
Rządowi chińskiemu chodzi rzekomo nie tyle o pełną kontrolę nad wolnym czasem pociech, co o walkę z uzależnieniem od gier. W 2018 roku Światowa Organizacja Zdrowia wpisała uzależnienie od gier na listę chorób, wśród nałogów takich jak uzależnienie od alkoholu, narkotyków i hazardu. U dzieci jednym z negatywnych skutków przesadzania z graniem są zaburzenia rytmu dobowego, a w jego rezultacie niedobory melatoniny, zaburzenia snu i spadek odporności. Niedosypianie i zawalanie nocek na granie mogą też powodować nadmierne wydzielanie kortyzolu, czyli hormonu stresu. Nie jest to też tylko kwestia niezrozumienia młodego pokolenia i klasycznego demonizowania gier komputerowych przez starych zgredów. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że producenci gier coraz chętniej sięgają po rozwiązania, mające przykuć gracza przed ekranem i uzależnić. A poza pochłanianiem czasu małego gracza, producenci gier sięgają także do jego kieszeni.
Jakiś czas temu głośno było o loot boxach, czyli skrzyniach ze skarbami, obecnych w wielu grach, stanowiących swoiste losy na loterię. Kupujemy sobie taką skrzynkę, często za prawdziwe pieniądze. Zawartość skrzynki jest losowa. Może to być nowa broń, ozdóbka awatara lub jakiś bonus, modyfikujący rozrywkę na naszą korzyść. Poza strzałem dopaminy, hormonu szczęścia, odczuwanym, gdy trafimy coś naprawdę cennego, już sama ekscytacja z losowania i szansy na wygraną też wywołuje w naszym organizmie pozytywną, uzależniającą reakcję. Także u dzieci.
UKE zbadało pod koniec 2019 roku, że ponad 75% dzieci w wieku 7-15 lat gra w gry komputerowe, najczęściej na smartfonach. Także u nas nad sprawą losowych skrzynek ze skarbami pochylało się Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii oraz Ministerstwo Finansów. W ich opinii loot boxy nie są hazardem. W innych państwach opinie na ten temat bywają różne. Na przeciwnym końcu skali są Holandia i Belgia, które już zakazały loot boxów i nakazały usunięcie tego typu mikropłatności z gier trafiających na ich rynki.
Uzależniających rozwiązań jest oczywiście w grach zatrzęsienie i nawet starsi gracze mogą się na nie nabrać. Sam zniechęciłem się do gier online, gdy upowszechniły się różne misje dnia i tygodnia, które trzeba było zaliczyć w określonym terminie, żeby zapewnić sobie jakąś premię, potrzebną na dalszym etapie. W pewnym momencie zauważyłem, że siadam do konsoli nie po to, aby się dobrze bawić, ale po to by odbębnić zadanie, które opłaci się podczas kolejnych rozgrywek. Zabawa stała się obowiązkiem. Jesteśmy społeczeństwem coraz bardziej obrastającym w uzależnienia.
W zapracowanym świecie chętnie sięgamy po rozwiązania, które szybko połechcą nasz układ nagrody i wywołają strzał hormonu szczęścia. Szybki papierosek, kawa, piwko, pączek, zdrapka, czy właśnie wylosowanie czegoś błyszczącego i niesamowitego ze „skrzyni łupów”, a wieczorem jeszcze jeden odcinek serialu lub jeszcze jedna rundka gry to czasem jedyne przyjemności, na jakie możemy liczyć podczas zabieganego dnia. I tak, jak każdy dorosły ma prawo sam wybrać swoją ulubioną truciznę, tak dzieci trzeba przed tym chronić. Choć może nie tak restrykcyjnie, jak w Chinach.
Źródło: Nowa Fantastyka
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."