Ostatnia aktualizacja: 24 kwietnia 2024
Kiedy w 1920 roku w Stanach Zjednoczonych wprowadzono prohibicję, okazało się, że jest to woda na młyn dla amerykańskich organizacji przestępczych i podziemnego handlu.
Rzeka Detroit, stanowiąca część granicy między USA a Kanadą, pamięta tysiące litrów kanadyjskiej whisky przemycanej promami do Ameryki. Rajem dla przemytników było Chicago. A efektem ubocznym zakazu – czarny rynek, korupcja, kradzieże i morderstwa.
Dawno temu w Ameryce
Dziś możemy się zastanawiać, po co to wszystko, ale trzeba pamiętać, że w Ameryce ruch na rzecz prohibicji zaczął się kształtować już w połowie XIX wieku i był mocno uwikłany w podziały religijne, etniczne i polityczne. Ta spuchnięta do granic możliwości bańka musiała w końcu pęknąć. Zakaz produkcji napojów alkoholowych był dobrym pretekstem na zwiększenia zasobów zboża, kiedy Ameryka przyłączyła się do I wojny światowej. Prohibicja znalazła poparcie wśród organizacji na rzecz trzeźwości i równouprawnienia kobiet, producentów herbaty i wód, afroamerykańskich związków zawodowych i członków różnych odłamów Kościoła. Słowem – każdy widział w niej coś dobrego. W 1919 roku podjęto ostateczne działania: uchwalono „Ustawę Volsteada”, która weszła w życie rok później i obowiązywała aż do 1933 roku.
Gdy po 13 latach „Szlachetny Eksperyment” dobiegł końca, zorientowano się, jak poważne szkody wyrządził. Zaczęło się wielkie sprzątanie świata i odbudowa amerykańskich biznesów. Sklepy i lokale znów mogły legalnie sprzedawać alkohol, browary ruszyły pełną parą, zatrudniając rzesze głodnych pracy robotników, a zorganizowane grupy przestępcze z powrotem oddały się ulubionym zajęciom takim jak: kradzieże i hazard. Szacowano, że w okresie prohibicji brak wpływów z podatków na alkohol kosztował budżet państwa około 500 mln dolarów rocznie. W 1925 roku w samym tylko Nowym Jorku funkcjonowało od 30 do 100 tys. klubów, w których można było nielegalnie pić alkohol.
W wielu krajach na świecie prohibicja również obowiązywała bądź częściowo obowiązuje do dziś. Większość zakazów – jak pokazuje historia – wywołuje odwrotny skutek, często przybierając formy groteskowe. Jednym z takich skutków jest właśnie szara strefa – zjawisko dobrze znane każdej gospodarce świata.
Zrobieni na szaro
Jeśli ojcem szarej strefy jest Zakaz, to matką zdecydowanie jest Konieczność. Konieczność rejestrowania działalności, opłacania składek i podatków, a także stosowania się do przepisów prawa obowiązujących w danym kraju. Podmioty, które działają poza oficjalnym obiegiem podlegającym kontroli państwa, uchylają się od podatków, psują rynek i stosują czyny nieuczciwej konkurencji. Prowadzą działalność ukrytą, nielegalną bądź nieformalną, szkodząc tym samym gospodarce, społeczeństwu i innym podmiotom na rynku.
Co ciekawe, jako naród, jesteśmy dość tolerancyjni wobec zjawiska szarej strefy, a ta tolerancja rośnie wraz z wiekiem. W 2016 roku przeprowadzono badania ankietowe dotyczące czynników wpływających na poziom akceptacji szarej strefy w społeczeństwie. Stwierdzono, że mężczyźni częściej niż kobiety przyzwalają na jej istnienie, podobnie jak mieszkańcy małych miejscowości. Pozytywnie zweryfikowano hipotezę, że osoby deklarujące się jako wierzące i praktykujące, w mniejszym stopniu akceptują szarą strefę niż osoby wierzące niepraktykujące oraz osoby niewierzące.
Tę tolerancję widać też po tym, że chętnie korzystamy z usług szarej strefy. Według raportu Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych, około 18% produktu krajowego brutto zostanie w tym roku wytworzone w szarej strefie gospodarczej. Gospodarka cienia w Polsce odznacza się tendencją wzrostową. Całkowita jej wartość w bieżącym roku wyniesie 402 mld zł. Sprzyjają jej transakcje gotówkowe i działalność w Internecie, którą trudno kontrolować .
Szarą strefę w Polsce wyraźnie powiększają dochody z nielegalnych zakładów, gier hazardowych i niezarejestrowanych automatów do gier losowych. Nielegalny hazard obok nielegalnego handlu paliwami to dwa najbardziej istotne elementy szarej strefy, które nie są objęte szacunkami GUS. W ubiegłym roku podjęto próbę ukrócenia tego procederu. Nowa ustawa hazardowa zmieniła nieco układ sił na rynku i obecnie legalni, krajowi bukmacherzy nie są już na straconej pozycji względem nielegalnych operatorów zagranicznych.
Hazard pod lupą fiskusa
Zakłady wzajemne, loterie pieniężne i promocyjne, gry liczbowe, gry w karty i w kości oraz gry cylindryczne – to wszystko można dziś znaleźć w Internecie. Pytanie: kto w tym tyglu działa legalnie?
W Polsce, legalny operator to ten, który posiada zezwolenie Ministerstwa Finansów na prowadzenie działalności i zobowiązuje się do przestrzegania prawa oraz odprowadzania podatków.
Tych legalnie działających operatorów jest na polskim rynku kilku :
• Totolotek
• Fortuna
• LV BET
• Milenium
• ETOTO
• SuperBet
• STS
• TOTALbet
(od redakcji: a kilkoro już w tym roku przybyło)
W Internecie działają jednak bukmacherzy, których spółki są zarejestrowane poza granicami naszego kraju. Kierują swą ofertę do polskich graczy, udostępniając strony do zawierania zakładów w języku polskim. To operatorzy, którzy nie stosują się do polskich obowiązków administracyjnych, a także nie odprowadzają w Polsce podatków (w tym podatku od gier). Mimo że część z nich należy do Europejskiego Stowarzyszenia Gier i Zakładów – EGBA i działa w sposób zgodny z prawem za granicą i w oparciu o stosowne zezwolenia udzielone przez miejscowe organy państwowe, to, z punktu widzenia polskich przepisów, ich funkcjonowanie w Polsce jest niezgodne z prawem.
Tymczasem, warto pamiętać, że zarówno organizowanie gier bez zezwolenia, jak i uczestniczenie w nich, jest w naszym kraju zabronione. W szczególności dotyczy to zagranicznych gier losowych lub zagranicznych zakładów wzajemnych.
Na szczęście nowa ustawa hazardowa sprzyja legalnym bukmacherom krajowym. Od momentu wejścia w życie, czyli od 1 lipca 2017 roku, polscy bukmacherzy prawie podwoili obroty, a liczba nielegalnych operatorów w sieci zmalała. To m.in. dzięki bankom, które zaczęły blokować transakcje dokonane u nielegalnych operatorów. Powstał też jawny Rejestr domen blokowanych, który obecnie zawiera 1500 stron. Obejmuje nielegalnych (nielicencjonowanych) operatorów gier hazardowych, którzy udostępniają swoje usługi polskim graczom. Na podstawie Rejestru ich strony mają być blokowane przez dostawców Internetu i operatorów płatności (w tym właśnie banki).
Na mocy ustawy wprowadzono również kary dla właścicieli lokali posiadających urządzenia do nielegalnej gry (symulatory gier zręcznościowych, terminale internetowe, automaty określane mianem tzw. jednorękich bandytów etc.). Nielegalny charakter działalności polega na niezgodnym z prawem lokowaniu automatów poza kasynami, jak również na prowadzeniu tej działalności bez stosownych koncesji oraz zezwoleń. W tym przypadku likwidacją szarej strefy zainteresowany był sam fiskus. Automaty do gier funkcjonowały bowiem dotychczas w wielu miejscach, m.in. w przydrożnych barach lub sklepach. Służba celna była bezradna w zwalczaniu tego procederu. Dopiero zdecydowane działania legislacyjne (czyli wysokie kary pieniężne dla właścicieli urządzeń i właścicieli udostępniających lokale) doprowadziły do ograniczenia tej działalności w szarej strefie. Obecnie wszystkie automaty do gry w punktach naziemnych podlegają kontroli Ministerstwa Finansów.
W naturze jednak nic nie ginie. Zdaniem ekspertów IPAG, kapitał lokowany dotychczas w hazardzie musiał znaleźć alternatywne obszary zaangażowania. Ze względu na wspomnianą stosunkowo niską wykrywalność i potencjalnie niskie kary – ulokowany został….na rynku tytoniowym.
Co będzie z ustawą hazardową? Czy na dobre zlikwiduje szarą strefę we wspomnianych obszarach działalności, czy paradoksalnie obróci się przeciwko ustawodawcy, jak w przypadku prohibicji? Kiedy w 2006 roku amerykańskie władze zaczęły zaostrzać walkę z internetowymi kasynami i bukmacherami, e-hazard kwitł w najlepsze. Być może potrzebujemy jeszcze 12 lat, by dokładnie ocenić skutki wprowadzonych zmian. Oby nie były opłakane.
Katarzyna Maciaszczyk – Sobolewska
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."