Kamienna twarz nie jest dziś ważna

Artykuły
Bartosz 09:33 26/02/2014

Ostatnia aktualizacja: 26 czerwca 2024

Zrobiło się o nim głośno, gdy w prestiżowym turnieju na Bahamach wygrał 1,4 miliona dolarów. Nie minął miesiąc, a zainkasował kolejne 272 tysięcy euro. Dominik Pańka, 22-latek z Brześcia Kujawskiego, w rozmowie z MenStream.pl przekonuje, że czytanie z mowy ciała przeciwnika nie jest w nowoczesnym pokerze najważniejsze. Wyjaśnia też, czy poker to hazard i dlaczego zawodowcom nie opłaca się grać w polskich kasynach.

MenStream.pl: Co zrobił Pan po wygraniu prawie półtora miliona dolarów w turnieju na Bahamach?

Dominik Pańka: Skoczyłem ze znajomymi na drinka.

I już? Spokojnie poszedł Pan spać?

Nawet nie, bo za kilka godzin miałem samolot powrotny do Polski.

Pokerzyści zwykle z takim spokojem przyjmują wiadomość o sukcesie, czy Pan jest wyjątkiem?

Jeśli rozgrywka nie jest zbyt długa albo gracz lubi poświętować, to oczywiście nie ma z tym problemu. Ja po szesnastu godzinach grania byłem po pierwsze zmęczony, a po drugie – szykowałem się do odlotu.

Pan te szesnaście godzin przeżył na wodzie mineralnej i kilku batonikach energetycznych. Brzmi to jak morderczy, bezduszny maraton. Nie było czasu i możliwości, żeby porządnie zjeść?

Była normalna przerwa obiadowa, ale nie miałem ochoty na jedzenie. Byłem skoncentrowany na grze. Turnieje nie są wyczerpującymi, szalonymi imprezami. Wszystko zależy od tego, ile trwa gra. Przy dłuższych rozgrywkach jest czas na zjedzenie obiadu, przy krótszych wystarczają kilkunastominutowe przerwy. Żeby się przejść, przekąsić coś i napić.

Nie ma ryzyka, że rywal spojrzy w tym czasie w zostawione na stole karty albo podbierze żetony?

Przy każdym stole zostaje krupier i czeka, aż wszyscy wyjdą na przerwę. Poza tym po sali krążą osoby odpowiedzialne za rozwiązywanie sporów, swego rodzaju sędziowie. Jeśli rozgrywka trwa kilka dni, na noc żetony się zlicza, zamyka w torbie i zostawia na przechowanie, a rano wraca do gry. Nigdy nie słyszałem, żeby komuś się coś nie zgadzało.

Jeździ Pan na turnieje organizowane na całym świecie, ale na co dzień mieszka w Polsce. Profesjonaliście musi być trudno żyć w kraju, gdzie poker jest nielegalny, choć niemal w całej Unii nie ma takich obostrzeń.

Jest trochę ciężej, jednak na turnieje i tak trzeba jeździć po całej Europie i świecie. Ta praca jest związana z podróżowaniem, od gracza zależy najwyżej, jak często będzie wyjeżdżał. Nie mam zamiaru na stałe opuszczać Polski. Może w innym kraju pod względem zawodowym byłoby łatwiej, ale mam tutaj rodzinę i wolałbym nie mieszkać na obczyźnie. Zresztą, może prawo w Polsce zmieni się na lepsze.

Jeśli u nas chce się zagrać w pokera na pieniądze i być w zgodzie z prawem, trzeba iść do kasyna. Zawodowców to nie urządza.

Taka gra w myśl polskiego prawa jest obciążona dotkliwym podatkiem. Jest on naliczany od pojedynczej wygranej i nie uwzględnia tego, że w wielu poprzednich turniejach nie osiągnęło się zysku, a koszty związane z pokryciem wpisowego się ponosi. Pokerzysta bowiem gra regularnie, ale nie wie który z turniejów akurat uda się wygrać

Zwykły przedsiębiorca płaci podatek od zysków, czyli z odjęciem kosztów uzyskania przychodu. Pokerzysta nie ma takiego udogodnienia. Płaci po prostu podatek od przychodu. Takie obciążenie uniemożliwia opłacalną grę zarobkową, tym bardziej, że same wygrane w turniejach odbywających się w polskich kasynach też nie są zbyt wysokie. Dlatego u nas grają głównie amatorzy.

Nie irytuje Pana, że choć w Unii Europejskiej można organizować legalne turnieje poza kasynami, akurat w Polsce rządzący przyjęli zupełnie inne prawo?

To bardzo niesprawiedliwe. Tym bardziej, że w całej Polsce jest mnóstwo wszelkiego rodzaju automatów, w które można bezmyślnie klikać i wrzucać pieniądze, albo legalnie działających zakładów bukmacherskich i kasyn, mimo że są formą hazardu. Natomiast poker jest zabroniony. W ten sposób państwo samo siebie pozbawia dochodów, bo organizatorzy gier chętnie zapłaciliby podatek. Choćby po to, żeby móc się reklamować.

W wyniku wprowadzenia ustawy hazardowej Polska przestała być gospodarzem prestiżowych turniejów pokerowych, na które przyjeżdżali zawodnicy z całego świata. Organizatorzy chcieliby zorganizować zawody w Polsce, ale niestety nie mogą.

Irytuje mnie też tłumaczenie państwa, że hazard nie może być legalny, bo niszczy życie, niszczy rodziny. Oczywiście raz na jakiś czas człowiek może sobie w ten sposób złamać życie, ale może też źle skończyć na tysiące legalnych sposobów: przez alkohol, inne używki czy choćby nieudany biznes. Nie można zakładać, że wykluczenie hazardu i pokera spowoduje, że nagle rodziny przestaną się rozpadać. Zresztą, samo działanie zakazu nie oznacza, że ludzie przestali grać. Oczywiście, że grają, tylko robią to nielegalnie. Jest to przedziwne, że mamy takie przepisy, ale tak już w Polsce jest. Logicznie pewnych rzeczy się nie da wytłumaczyć.

Myśli Pan, że poker będzie kiedyś u nas legalny?

Mogę mieć tylko nadzieję. Cieszę się, że temat pokera jest teraz aktualny i media pokazują go w pozytywnym świetle. Wydaje mi się jednak, że większość polityków nie ma pojęcia, jak wygląda ta gra. Czasem wypowiadają się na ten temat, ale widać, że nie czują się pewnie. Zapewne jest tak nie tylko w tym przypadku. Po prostu ustanawiają jakieś prawo, choć nie wiedzą za bardzo, o co chodzi. Z hazardem sprawa jest o tyle skomplikowana, że to dla polityków nieatrakcyjny temat, bo budzi negatywne skojarzenia.

Wielu pokerzystów nie lubi, kiedy o ich grze mówi się, że to hazard. Tłumaczą, że wygrana w większym stopniu zależy od umiejętności, a nie od ślepego szczęścia. Tak czy inaczej, element losowości jest tu obecny. Pana zdaniem można pokera nazwać grą hazardową?

Jest to gra karciana, więc oczywiście z elementem losowym. Natomiast podstawą jest to, że gracz gra przeciwko graczowi. Jeden może sobie radzić lepiej, a drugi gorzej, więc umiejętności są tu bardzo istotne.

Ważne jest też to, jak gracz podchodzi do pokera. Jeżeli ma mentalność hazardzisty i liczy na szczęśliwy traf, tak jak w ruletce, to dla niego będzie to hazard. Profesjonalista traktuje to jako grę umiejętności. Wie, że może mieć czasem pecha, czasem szczęście, ale jego wyniki zależą głównie od tego, jak rozegra partię. Jest też masa ludzi, którzy od czasu do czasu grają za symboliczne stawki ze znajomymi i dla których jest to miła, intelektualna rozrywka. I to jest właśnie piękno tej gry.

Ta piękna gra na pierwszy rzut oka wygląda wyjątkowo poważnie. Zawodnicy nakładają okulary, zaciągają kaptury, ich mimika zamiera.

To tylko jeden z elementów gry. Prawdopodobnie dlatego budzi takie zainteresowanie, bo kojarzy się głównie z pokerem pięciokartowym dobieranym, w którego dziś się już zbyt często nie gra. W tej odmianie są tylko dwie rundy licytacji i jedna możliwość zmiany kart. Nie mamy zielonego pojęcia, co przeciwnik trzyma w ręce. W takiej rozgrywce zachowanie pokerowej twarzy jest kluczowe, bo oprócz informacji jaki zakład zrobił przeciwnik i ile wymienił kart, nie mamy innych wskazówek świadczących o sile ręki rywala

Natomiast w odmianie Texas Hold’em, która dzisiaj jest najpopularniejsza i w którą gram, mamy wspólne karty na stole i każdy może z nich skorzystać, żeby stworzyć najlepszy układ. Do tego mamy cztery rundy licytacji, podczas których możemy przeanalizować grę przeciwnika. Czy robi wysokie zakłady? Czy wspólna karta mu pomogła? Jest znacznie więcej czynników, na podstawie których podejmuje się decyzję o własnej strategii. Czytanie z zachowania przeciwnika ma znikome znaczenie. Tym bardziej, że znakomita większość zawodowców do perfekcji opanowała kamienny wyraz twarzy.

W Casino Royale James Bond wypatrzył u przeciwnika tik polegający na nerwowym przekładaniu żetonów. W Hazardzistach bohater grany przez Matta Damona rozpoznawał siłę kart gracza po tym, czy ten zajadał się markizami. W prawdziwej grze takich sytuacji nie ma się co spodziewać?

Czasami można zauważyć powtarzające się zachowanie jakiegoś gracza, tak zwany tell. Rzadko jednak można być tak pewnym mowy ciała przeciwnika, żeby tylko na tej podstawie podejmować decyzję o grze. Jest raczej odwrotnie. Najpierw analizuję sytuację na stole i żeby mieć pewność, sprawdzam, jak zachowuje się inny gracz.

Wypatrzył Pan kiedyś jakieś ciekawe telle?

Często jest tak, że jeśli amator zdecydowanie rzuca na stół żetony, patrzy się intensywnie innym w innym w oczy, to blefuje. Z kolei kiedy wchodzi za wszystkie żetony i rozsiada się wygodnie na krześle, to można przypuszczać, że jest zrelaksowany i ma mocne karty. Ja skupiam się jednak głównie na analizie sytuacji przy stole. W odczytywaniu mowy ciała nie jestem mistrzem, ale cały czas się uczę.

Zresztą wydaje mi się, że z rozwojem gry przez internet, zmieniły się też rozgrywki na żywo. Kiedyś faktycznie gra ciała mogła być ważniejsza. Dziś jednak kiedy młody gracz, który doświadczenie zdobył w sieci, siada do stołu z żywymi zawodnikami, nie wpatruje się w nich. Co innego facet, który od dwudziestu lat gra w Las Vegas.

Należy Pan do młodego pokolenia graczy, jednak zdecydował się już rzucić studia na SGH i utrzymywać tylko z pokera. Od dawna Pan to planował?

To był stopniowy proces. Coraz więcej grałem, a mniej studiowałem. Odpowiadał mi ten styl życia, bo przecież lepiej jest zajmować się zawodowo tym, co sprawia przyjemność, niż iść do pracy, która z przyjemnością nie ma nic wspólnego. Już od dłuższego czasu grałem na tyle dobrze, że utrzymywałem się z pokera równolegle studiując, aż w końcu zdecydowałem się poświęcić tylko grze.

Mówił Pan w jednym z wywiadów, że wstaje w południe, bo pokerzysta z rana nie ma co robić. Żyć, nie umierać.

Tak się dobrze składa, że jeśli chodzi o grę przez internet, Europa leży w takiej strefie czasowej, że od ósmej do dwunastej nic się nie dzieje. U nas jest ranek, na drugiej półkuli noc. Dlatego można wstać później. W turniejach w kasynach albo hotelach też nie gra się od rana, tylko na przykład od południa. Wystarczy więc, że wstanie się o dziesiątej.

Nie jest to jednak życie, jakie byłby w stanie prowadzić każdy. Trzeba włożyć dużo pracy, żeby zrobić z tego źródło stałego dochodu. To trochę jak jednoosobowa działalność gospodarcza. Zarabia się tyle, ile się ugra. Jeśli masz gorszy dzień i jesteś rozkojarzony, przeciwnicy przy stole od razu to wykorzystają. Innym razem możesz być w świetnej formie, ale zwyczajnie karta nie będzie szła. Może się zdarzyć, że przez miesiąc albo dwa będzie się tylko przegrywać. Trzeba być na to gotowym psychicznie i to akceptować. Nie jest to łatwa ścieżka kariery, jednak kiedy jest się jednym z najlepszych w Polsce, to oczywiście zarobki są bardzo duże.

Dużo czasu w ciągu miesiąca spędza Pan na turniejach?

Średnio jakieś dziesięć dni. Na przykład w drugiej połowie marca wyjeżdżam na duży festiwal do Wiednia. Później jadę na prawie cały kwiecień do San Remo i Monako. Z kolei w maju mam wolne. To w dużej mierze zależy od samych graczy. Zawsze można zrobić sobie wolne.

Podróże to dla Pana ważna część tej pracy?

Jak najbardziej, choć lubię być w Polsce, to raz na jakiś czas chętnie wyjeżdżam za granicę. To jest taka praca, w której można zabrać ze sobą bliskich, żonę, dzieci, trochę pograć, trochę pozwiedzać i przyjemnie spędzić czas. Dla wielu graczy to bardzo istotne. Biorą laptopa do plecaka i jadą w najdalsze zakątki świata. Byle był tam internet, żeby można było grać.

Był Pan już kiedyś w Monako?

Nie, nie miałem jeszcze okazji.

Mówi się, że to stolica pokera.

Jest to miasto pełne prestiżu. Będzie tam rozegrany finał sezonu europejskich rozgrywek. Wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane. Ekskluzywne hotele, wyższe niż w innych turniejach wpisowe. Przyjadą najlepsi zawodnicy na świecie, którzy często mniejsze imprezy sobie odpuszczają. Na pewno będzie to przyjemna rywalizacja.

Artykuł ukazał się oryginalnie na: menstream.pl

zdjęcie główne: Dominik Pańka podczas turnieju PCA 2014 na Bahamach [fot: Neil Stoddart]

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

E-PLAY.PL