Maszyna daje i odbiera. Hazard w małym mieście – w co grają Polacy?

Artykuły Automaty
Wiktor Czerwiński 05/12/2022

Ostatnia aktualizacja: 4 stycznia 2023

Ludzie są powciągani. Mieliśmy kiedyś dużo nielegalnych jaskiń hazardu, jedna wciąż działa. Ale kary są takie, że ci, co mają lokal i ci, co grają, siedzą cicho. Hazard uprawia 37 procent Polaków. Niemal co trzeci gra w Lotto. Dalej są zdrapki, konkursy SMS-owe. I automaty.

– KTO miał być, to już był. Mamy takich, którzy przychodzą codziennie. Większość na automatach to stali bywalcy – mówi sprzedawczyni w kolekturze.

Wszyscy w miasteczku dobrze wiedzą, kto ma problem z alkoholem, a kto z hazardem. Wiadomo, że Anka, która prowadzi sklep odzieżowy, przegrywała krocie na maszynie w miejscowym pubie. Dzisiaj zdezelowany automat stoi upchnięty w kąt w zasnutym papierosowym dymem pomieszczeniu.

Fortunę przegrał też syn dawnego starosty. Mówi się, że z nudów, wciąż jest przy kasie. Na pokerowych spotkaniach lokalni biznesmeni mieli przegrywać domy i samochody. Grał dyrektor szkoły, grał też Marek, który wyprzedał wszystko, co miał w domu. Sąsiadom wciskał raz ekspres do kawy, raz telewizor. Potem upozorował napad, że niby złodzieje zabrali, a nie kolejne internetowe zakłady.

– Ludzie są powciągani – przyznaje sprzedawczyni. – Mieliśmy kiedyś dużo nielegalnych jaskiń hazardu, jedna wciąż działa. Ale teraz jest taka nagonka, takie kary dają, że ci, co obsługują, ci, co grają i ci, co mają lokal, siedzą cicho. Za to u nas wszystko legalne. Elegancko jest, mamy pięć maszyn, skórzane fotele – zachęca. – To co, wyrabiamy kartę?

– Wyrabiamy.

600 godzin gry na miesiąc

Na papierze miasteczko liczy nieco ponad dziesięć tysięcy mieszkańców, a najbliższe duże miasto, dawne wojewódzkie, ponad sto tysięcy. Lata temu w okolicy działała fabryka eternitu, zostały po niej toksyczne odpady i złośliwe nowotwory. Ulice tętniły życiem przez kilkadziesiąt lat, więc nikt nie przejmował się, ile przyjdzie za to zapłacić. Później pracownicy chorowali jeden po drugim, wielu nie dożyło emerytury. Wraz z fabryką, zniknęły też inne zakłady.

Przemysł do dzisiaj nie wrócił. Przyszło za to bezrobocie, wciąż niemal dwukrotnie wyższe niż średnia krajowa.

Wieczorem na sennym rynku światła palą się tylko w aptece, sklepie spożywczym, zakładzie bukmacherskim i kolekturze. Rozsiane po małych miastach kolektury to jednak nie tylko zwyczajne lotto czy zdrapki, ale też legalne automaty. Od pięciu lat monopol na maszyny ma Totalizator Sportowy. Żeby zagrać, trzeba wyrobić specjalną kartę. Podpisać też papier, który ustala limit czasu i kwot, jakie można przeznaczyć na grę. Górna granica to 20 godzin gry dziennie, miesięcznie 600.

– Czasami przyjeżdżają do nas z większego miasta, bo mają tylko trzy punkty, a ludzi sto tysięcy. U nas jest luźniej, zawsze miejsce się znajdzie. Kierowcy też się zatrzymują – opowiada sprzedawczyni. – Wszystko jest dla ludzi. Alkohol, gry hazardowe też. Tylko umiar trzeba mieć – poucza.

– I mają ludzie umiar?

– Takich bardzo, bardzo uzależnionych to u nas nie ma – obrusza się. – Poza tym ludzie nie tylko przegrywają, ale też wygrywają. Mamy pulę na wygrane i ona wcale nie jest taka mała, ale więcej powiedzieć nie mogę.

Zenek, Pudzian, husaria i Lewy

Ostatni podpis i zamek w drzwiach obok lady brzęczy. Za nimi panuje półmrok, szyby oklejone są ciemną folią. Kolorowo rozświetlone automaty stoją pod ścianą. Na jednym z foteli siedzi mężczyzna, zapatrzony w ekran naciska guzik, wpuszcza liczby w ruch. Tym razem nic. Naciska kolejny raz. Znów nic. – Lepiej w zeszłym miesiącu szło – klnie pod nosem, wychodzi doładować kartę. Wraca, siada, znów klika. I znów nic.

Z ekranu spogląda Zenek Martyniuk, który ma grę nazwaną własnym imieniem. Podobnie Mariusz Pudzianowski i legendarna polska husaria. Przed wejściem do gry zachęcał Robert Lewandowski.

Na jednym z ekranów co chwilę pojawiają się wygrane, które padły w innych miastach. 50 tysięcy złotych w Białymstoku, prawie 90 tysięcy w Opolu, 64 tysiące w Nowym Sączu, 28 tysięcy w Trzebnicy. Rekordowa wygrana to ponad 280 tysięcy złotych. Padła dwa lata temu.

Na wsiach gra co trzecia osoba

Hazard uprawia 37 procent Polaków. Niemal co trzeci gra w Lotto. Na kolejnym miejscu są zdrapki, dalej wszelkiego rodzaju loterie i konkursy SMS-owe, potem automaty.

Grają kobiety i mężczyźni, ludzie o różnym wykształceniu, miejscu zamieszkania i dochodach. Najczęściej jednak młodzi mężczyźni z dużych miast. Na wsiach co trzecia osoba twierdzi, że gra, a w największych miastach niemal co druga. Zupełnie odwrotnie wyglądają statystyki jeżeli chodzi o ryzyko uzależnienia. Tu przoduje wieś, osoby z podstawowym wykształceniem i ci, którzy własną sytuację materialną oceniają jako złą. To wszystko dane z raportu CBOS.

Eksperci zauważają, że hazard na wsiach i w małych miastach nie doczekał się jeszcze kompleksowego badania. Wiadomo jednak, że gry, niezależnie od miejsca zamieszkania, pełnią w życiu graczy kilka funkcji.

Mogą być rozrywką, ale wiązać się z chęcią zarobku. Niektórzy grają, by uciec od codziennych problemów. Wówczas eksperci mówią, że gra ma charakter eskapistyczny.

Niektórzy grają, bo nie potrafią przestać, czują, że muszą odzyskać pieniądze, które przegrali.

Wśród uzależnionych dominuje aspekt finansowy. Najczęściej mówią, że chcą poprawić swoją sytuację i wygrać choćby małą kwotę.

Ze dwadzieścia lat, jak gram

W rogu sali siada mężczyzna. Nie zdejmuje nawet kurtki, od razu wkłada kartę i zaczyna grać. Przedstawia się jako Romek.

– Skoro wczoraj maszyna dała, to teraz będzie zabierać – kręci głową.

– I tak to chyba jest – dodaje, gdy na ekranie wyskakują kolejne przegrane kombinacje.

– To ile wczoraj dała?

– Wrzuciłem dwieście, wyjąłem dwa i pół – ożywia się. – Najpierw miałem te cztery – pokazuje jedną z kombinacji na ekranie. – Wpadło tysiąc pięćset, ale zaryzykowałem, grałem dalej. I wtedy znowu weszło – objaśnia, po czym milknie i raz po raz wciska guzik. Kredyty topnieją.

Romek najpierw twierdzi, że wcale nie gra często. Później okazuje się, że dzisiaj jest od rana, a minęło już południe. Wyszedł tylko na chwilę, zapalić. Wczoraj też spędził przed maszyną kilka godzin. Tłumaczy, że do większych wygranych trzeba mieć cierpliwość. – Zdarzało się, że całą wypłatę wsadzałem jednego dnia, potem nie miałem na papierosa – opowiada. – Będzie ze dwadzieścia lat, jak gram. Na szczęście nigdy nie pożyczałem na to pieniędzy – zastrzega. – Po prostu jak coś więcej wpadło, to myślałem, że może uda się pomnożyć. No i udawało się.

Zwykle, aby coś wygrać, Romek musi spędzić przed maszyną co najmniej sześć godzin. Przez ten czas próbuje też rozgryźć, jak działają automaty, bo w losowość i przypadek nie wierzy. – Jak to ktoś ustawia, że raz na danej grze się wygrywa, a na innej nie da rady? Ostatnio wygrałem pod rząd kilka razy na tej samej maszynie i tej samej grze. Musi być algorytm – zamyśla się. – Na małych kredytach też się da wygrać. Niedawno po pięć złotych grałem i tysiąc sto złotych zrobiłem. Ale teraz to żadnej taktyki nie można mieć. Kiedyś się dało.

– Jak? – dopytuję.

– Maszyny stały w barach, więc można było piwo kupić, siąść w rogu i obserwować. Ludzie przychodzili, wrzucali pieniądze, ale w końcu maszyna musiała oddać. Dopiero jak miała dużo pieniędzy, zaczynało się grać. Teraz przez te karty tak się nie da – fuka Romek.

– Jak kiedyś monety wypadały, to się wychodziło nie raz z dwiema siatkami.

Brat pojechał po nagrodę, nigdy nie wrócił

Tym razem Romek wrzucił trzysta złotych. Każdy strzał, bo tak nazywa jedno kliknięcie, to trzy złote. Na jednej maszynie dzisiaj nie idzie, więc zmienia na drugą. – W starych mordowniach na każdej maszynie stała popielniczka, piwo można było kupić. Dzikich punktów pełno kiedyś było, mafia nimi rządziła. Co chwilę nowe się pojawiały, nawet małe kasyno było na rogu. Różne rzeczy się tam działy. Dzisiaj jeden taki punkt został – opowiada wgapiony w ekran. Zmiana maszyny niewiele pomogła, kredyty topnieją.

– Jakie rzeczy tam się działy?

– Mój brat zginął w niewyjaśnionych okolicznościach – Romek odrywa się od gry. – Uważam, że go zamordowali, bo wygrał ponad dwadzieścia tysięcy. Właściciele punktu mu powiedzieli, żeby po pieniądze przyszedł jutro, bo nie mieli wydać. Zrobił, jak poprosili. Wtedy go wywieźli dziesięć kilometrów za miasto do lasu. Odnalazł się w rowie. Nie miał żadnych wrogów, nic. Musiało o te pieniądze chodzić. Trzeba było wtedy iść z nim, we trzech najlepiej.

Romek milknie. Historii morderstwa, które opisał, nie przypomina sobie lokalna policja. Po kilku strzałach Romek mówi dalej, że ma syna, który mieszka w Warszawie. Do miasteczka raczej nie wróci, bo co miałby tutaj robić.

Romek pracuje dorywczo, coś naprawi albo przewiezie.

– Mało kto wieku emerytalnego dożywa, więc nie będę tak zasuwał, jak wszyscy – tłumaczy.

– Pracuję, jak mi wygodnie. Jednego dnia zarobię tysiąc, potem dwa dni nie robię – stwierdza. Milknie, gdy siedzenie obok zajmuje kolejny klient, który rzuca skórzaną kurtkę na oparcie i uderza w maszynę.

– Bułgar – szepcze Romek. – Dwóch takich regularnie przychodzi. Jest też taka kobieta, od alkoholu uzależniona, która na samym początku całą emeryturę przegrała – opowiada. – No i weszło! – wykrzykuje nagle. – Miałem sto sześćdziesiąt, mam tysiąc trzysta. Idzie grubo. Teraz trzeba trochę jeszcze pograć. Na pewno nie zbiednieję – stwierdza podekscytowany Romek i postanawia, że wygraną uczci papierosem. A jak wróci, to na pewno poniżej tysiąca nie zejdzie.

Terapia tylko dla alkoholików

Ośrodek pomocy społecznej dzieli od rynku kilka kroków. Wyremontowany za unijne pieniądze budynek otaczają jednorodzinne domy. Obok w krzakach leżą tory, które prowadziły do sąsiedniego miasta.

Ostatni pociąg przejechał tędy dwadzieścia lat temu, więc budynek stacji przerobiono na mieszkania. Złomiarze rozkradli to, co zdołali unieść.

Przed ośrodkiem bywa tłoczno. Swego czasu burmistrz przyznał, że korzysta z niego ponad pięć tysięcy osób. Niemal połowa miasteczka. Działają tam również grupy wsparcia dla uzależnionych. Uruchomiono też punkt, do którego mogą zgłaszać się nie tylko nałogowcy, ale też ich bliscy. Po bezpłatne porady, informacje o terapiach, ośrodkach, wsparcie psychologiczne.

– Osoba uzależniona od hazardu też może przyjść? – pytam w ośrodku.

– Oj, u nas są tylko panowie uzależnieni od alkoholu, czasami od narkotyków – mówi przepraszającym tonem pracowniczka ośrodka. – To może w mieście bardziej? Ciężko mi coś powiedzieć, nasz terapeuta nie zajmuje się hazardem.

– Może jest prywatny ośrodek gdzieś w okolicy?

– Już szukam, bo mamy taką listę – kobieta milczy dłuższą chwilę. – Kraków, Kraków… Tylko Kraków mi się pojawia, w naszym rejonie dla hazardu nic nie ma. Może pan jednak spróbuje w mieście obok? Może coś wiedzą – rozkłada ręce.

Formalnie hazardzistów w miasteczku nie ma.

Nawet ankieta, którą na zlecenie samorządu przeprowadzono w tym roku, na to wskazuje. Choć 70 proc. badanych mieszkańców stwierdziło, że uzależnienie od hazardu to nałóg, który zagraża życiu, a co trzeci uznał, że hazard to istotny problem w jego środowisku, to niemal 90 proc. powiedziało, że nie gra w żadne gry hazardowe.

Nie przyznali się nawet do gry w Lotto. Reszta, która się przyznała, najczęściej mówiła, że chce w ten sposób podreperować domowy budżet. W raporcie podsumowano, że wyniki świadczą o „przeciętnej świadomości” mieszkańców gminy na temat „specyfiki uzależnienia od hazardu”.

Wygrałem i poszedłem do domu

W najstarszej kolekturze, położonej w samym centrum miasteczka, co kilka minut sprzedają się kolorowe zdrapki i kupony na chybił trafił. Ustawia się kolejka, klientów nie brakuje, bo kupon często jest nieodłącznym punktem listy sobotnich zakupów.

– Przede wszystkich mam regularnych klientów. Najczęściej to starsi ludzie – opowiada Marcin. Nigdy nie szukał innej pracy, bo już jako nastolatek przychodził do kolektury pomagać ojcu. Jego rodzina założyła punkt zaraz po transformacji. Ojciec Marcina był pracownikiem państwowych zakładów sportowych. Kiedy tylko można było, poszedł na swoje. – Kolektura to nasza rodzinna misja – chwali się Marcin.

– Kiedy coś w końcu wygram? – uśmiecha się jeden z klientów, mężczyzna po pięćdziesiątce.

– A jak długo pan gra? – dopytuje Marcin.

– Całe życie. Codziennie wysyłam, ale teraz czuję, że wygram.

Dostanę w końcu swoje pięćset plus. Państwo wszystkim daje, tylko ja nic nie mam, bo samotny jestem.

Za ścieranie zdrapki obiecującej kokosową fortunę, bierze się od razu. Tym razem nie weszło. Nadzieja jeszcze w kuponie, który wciska do kieszeni. – To może trochę choroba, ale czy od razu uzależnienie? – zastanawia się. – Jak było zamknięte, to nie wysyłałem. Uzależniona osoba to przecież taka, która musi wysłać. Ostatnio wygrałem pięćset złotych, wyszedłem i nie grałem dalej. Na maszynach raz wygrałem dwa i pół tysiąca ze stówy. I też poszedłem do domu.

– Nie powiedziałbym, że moi klienci są uzależnieni – podsumowuje Marcin. – Ale na pewno nawet zdrapka to hazard.

– Jeśli nie są uzależnieni, to czemu latami przychodzą?

– Po rozrywkę, po emocje.

Gra na dużych stawkach

Jaskinia hazardu w miasteczku powstała kiedyś obok stacji benzynowej, czyli centrum nocnego życia. Jedynego, poza szpitalem i apteką, całodobowego punktu. Choć po północy mało kto w lokalu bywał. Pracował tam Paweł, dorabiał sobie jeszcze jako uczeń liceum. Nie miał wyboru, ofert pracy jak na lekarstwo, pieniędzy brakowało. Musiał pomóc utrzymać matce dom.

Wskoczył na miejsce swojej koleżanki, która poleciła go właścicielowi. Najpierw pracował w mieście obok. Punkt podobny, tylko okolica szemrana.

Na wyposażeniu miał gaz łzawiący i pilota wzywającego ochronę.

W końcu przeniósł się do miasteczka, więc do pracy było kilka kroków. I spokojniej. Pod ladą miał tylko pięć tysięcy, żeby wypłacić ewentualne wygrane. I jeszcze przełącznik, którym wyłączał wszystkie automaty, gdyby wpadła kontrola. Szef dawał cynk, że coś będzie się działo. – Maszyny były nie do ruszenia, jeżeli były zgaszone, a wtedy ja byłem tylko osobą, która zajmowała się utrzymaniem czystości – uśmiecha się.

Paweł podzielił klientów na dwie kategorie. Pierwszą byli małolaci, którzy eksperymentalnie wrzucali piątkę. Przychodzili zwykle przed imprezą albo w trakcie. Druga to faceci, którzy wrzucali całą wypłatę. Regularnie. Kobiet nie widywał.

– Kojarzyłem tych, co przychodzili drugi, trzeci raz. Ale nikt tam nie szukał we mnie kolegi, ludzie przychodzili w jednym celu. Tylko do maszyn. Odpalali kiepa za kiepem, byli jak zahipnotyzowani, nie rozmawiali ze sobą. Jak ktoś miał grubszy szmal, to nawet na wejściu się nie witał.

W zasnutym papierosowym dymem baraku klienci tracili majątek. – Ci, którzy zostawiali duże pieniądze, zazwyczaj grali na dużych stawkach. Nie tracili czasu – stwierdza Paweł. – Jedno kliknięcie to była maksymalnie stówa, więc przepuszczenie dwóch, trzech tysięcy trwało kwadrans. O ile „maszyna nie dawała”, jak to się mówi.

Przestępca się nie boi, państwo nie umie ściągać

Za prowadzenie nielegalnego salonu grożą dzisiaj wysokie kary. Każda ujawniona maszyna to nawet sto tysięcy złotych grzywny, do tego trzy lata więzienia. Mimo to nielegalnych punktów wciąż działają tysiące. Ministerstwo Finansów przyznało, że w 2021 roku nałożono 462 miliony złotych kar za łamanie przepisów ustawy o grach hazardowych. Wyegzekwowano jedynie nieco ponad 1 milion. To więc ułamek procenta skuteczności. Do tego często karani są ci, którzy już wcześniej dostawali kary. I ich nie zapłacili.

Skala? Jesienią ubiegłego roku rozbito grupę, która rozstawiła 30 tysięcy automatów w 9700 miejscach. Szacunki mówią, że maszyny wypracowały dla przestępców setki milionów złotych zysku. W 2021 roku służby wydały łącznie 2300 decyzji o nałożeniu kar, najwięcej na Podkarpaciu, Śląsku i Dolnym Śląsku. NIK w swoim raporcie zauważa, że mimo zaostrzenia prawa budżet państwa traci na nielegalnym hazardzie miliardy złotych.

Między 2016 a 2018 rokiem wykryto niemal 63 tysiące nielegalnych automatów do gier. Wiele z nich stało w małych miastach

Zgodnie z przepisami, a konkretnie z ustawą hazardową, grać można wyłącznie w lokalach Totalizatora Sportowego. Jeden automat może przypadać na 1000 mieszkańców powiatu. W kwietniu Totalizator chwalił się, że w ostatnim roku, pomimo pandemii, podwoił liczbę salonów. Otworzono wówczas tysięczny punkt.

Poza tym w miejscowościach do 250 tysięcy mieszkańców może działać też jedno kasyno. Niewykluczone, że jedno powstanie niedaleko miasteczka. Radni miejscy wyrazili na to zgodę już w ubiegłym roku.

Kilka tygodni temu na lokalnym portalu ukazał się sponsorowany tekst. Anonimowy autor przekonuje, że biznes hazardowy to jeden najściślej regulowanych segmentów gospodarki, a inwestorzy zatrudniają wykwalifikowanych specjalistów.

Pisze również, że kasyno to nie tylko miejsce, w którym można spędzić wolny czas, ale też dobrze zarobić. Do tego, przekonuje dalej autor, państwo zarabia krocie na podatkach. Słowem, kasyno to zysk dla wszystkich.

(…)

Autor: Piotr Barejka całość na: OKO.press https://oko.press/maszyna-daje-i-odbiera-hazard-w-malym-miescie-w-co-graja-polacy

 

 

15 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Prok

17/12/2022

Jeszcze jedna ważna rzecz w tym wszystkim. Jak biegły napisał prawdę tak jak jest i z literą prawa to zostawali aresztowani i postawiono im zarzuty. Teraz są biegli na telefon tak jak biegły z Częstochowy który za lipne opinie kupił sobie dwa domy, co z tego że lipne ale ucs i prokuraturze pasuje. Następny z przemyśla jeszcze jeden z Białegostoku i jeszcze dwóch dorobkiewiczów na telefon. Ucs dzwoni i oni wykonują, ale już wiedzą co maja robić. W Warszawie powołuje się gnidę z Częstochowy albo z przemyśla jakby nie bylo biegłych w Warszawie przy sądzie okręgowym. Wiem napewno jedno że te trzy gnidy za wyłudzenie pieniędzy ze skarbu państwa odpowiedzą. Tak samo jak przestępcy z ucs co ich powołują bo robią to z góry powziętego zamiaru . Jedna gnida z Częstochowy przebadała tyle automatów ze jest to niemożliwością przebadać tyle automatów w jeden rok. Już odpowiednie służby zajęły się tym i jakby nie liczyć odpowie za to i te dzikusy z ucs też, bo robią to świadomie

Prok

17/12/2022

Dobrze napisane i zgodnie z prawdą. Ja znam faceta z Lublina który nigdy nie był karany pierwszy jego wyrok to 1,8 do odsiadki bez zawieszenia. W tej samej sprawie byli inni oskarżeni i dostali po kilka miesięcy ale nikt e zawieszeniu i tez pierwszy raz karani. Oczywiście w jednej sprawie kilka zatrzymań było. Teraz jakaś moda jest na to aby nie dawać samych grzywien tylko z boku coś do odsiadki. Może koniec roku i statystyki a może po prostu już tak będzie

taki tam jeden

16/12/2022

W praktyce orzeczniczej trafiają się wyroki skazujące w sprawach, których przedmiotem było urządzenie Futura. Wystarczy wpisać w google lub w wyszukiwarce sądów odpowiednie frazy i zaraz się coś znajdzie. Aby nie być gołosłownym podaję pierwszą z brzegu sygnaturę Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim sygn. akt IV Ka 143/22, Sądu Okręgowego w Bydgoszczy sygn. akt IV Ka 824/22, Sądu Okręgowego w Poznaniu sygn. akt IV Ka 276/22 i inne. Wyroki dosyć świeże, bo z 2022 r. Wyroków utrzymujących w mocy skazania można znaleźć więcej. Często w praktyce wygląda to tak, że to czy ktoś zostanie skazany zależy od opinii wydanej przez powołanego przez sąd biegłego sądowego. Jeśli sąd powoła (świadomie albo nieświadomie) biegłego, który ma wyrobione korzystne stanowisko, to wydana opinia będzie stwierdzać, że oprogramowanie zainstalowane w urządzeniach nie jest hazardowe. Wtedy z reguły powinno być uniewinnienie. Jeśli trafi się niekorzystny biegły (zdarza się, że sędziowie już wiedzą jakiego chcą biegłego powołać), to wyda kategoryczną opinię, że oprogramowanie jest losowe i do widzenia. Jeśli opinia jest w miarę sensowna, a sędziemu nie chce się myśleć, to wtedy skazanie. To taki trochę sądowy totolotek jeśli chodzi o osobę biegłego i w konsekwencji wyrok. Dlatego ktoś pokaże 5 wyroków uniewinniających, a można pokazać 5 prawomocnie skazujących. Jeśli jest się z tej pierwszej grupie, to dobrze, a jeśli w tej drugiej.. to gorzej. To że jest to Futura, to nie oznacza, że jest monopol na wygrane sprawy w sądzie. W naszym systemie prawnym nie działa zasada zgodnie z którą jeden wyrok wiąże w swojej treści co do rozstrzygnięcia pozostałe sądy, które rozpoznają podobne sprawy. Odnosząc się do kwestii kary. Sądy zazwyczaj orzekają karę grzywny, choć znane są przypadki, że już przy 2-4 skazaniu zapadały kary pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem ich wykonania na okres próby. Później może być już różnie.

Boss

14/12/2022

Tutaj na portalu redakcja pokazała chyba 5 czy 6 wyroków prawomocnych z sądów okręgowych, że futura jest legalna i prezes uniewinniony od urządzania hazardu. Czytałem uzasadnienia i jest tam - w każdym - napisane, że biegli zbadali urządzenia i program na polecenie sądów i nie ma tam hazardu. nie potrzebują do robienia swoich punktów licencji ani zgody nikogo. tak wygląda sytuacja z Futurą.

Prok

10/12/2022

Dzień dobry. Jak narazie z tego co wiem to rejony Łomża , Zambrow i Lublin. A dla kogo? Dla prezesa futury. Z tego co wiem to dopiero pierwsza instancja.

Ostróda

09/12/2022

Do Pana Prok. Proszę wyjaśnić dla kogo i gdzie sypią się wyroki skazujące do odsiadki.

Prok

08/12/2022

Skontaktuj się z MP to będziesz wiedział jak jest

Prok

08/12/2022

O czym ty napisałeś jakie kilkadziesiąt. Jak narazie sypią się wyroki po rok do odsiadki

LEGIA

08/12/2022

ale z tego co widzę to futura w punktach się kręci

Prok

08/12/2022

Tak. Tylko w punktach totalizatora jest bosko.

Miki

08/12/2022

dramatyczna. wygrane przed sądami okręgowymi kilkadziesiąt spraw sądowych. dramat.

Prok

08/12/2022

Dramatyczna. Zresztą najlepiej skontaktować się z firmą.

LEGIA

07/12/2022

A jaka sytuacja z FUTURĄ ???

Li

07/12/2022

Wyrobiłem kartę 2 lata temu. Byłem tam 2 razy. Te maszyny to jakieś nieporozumienie. Ograbiają w ekspresowym tempie, nawet nie dadzą się pobawić. Gram od 2000 roku i znam prawdziwych "zawodowców" od maszyn. Każdy z totalizatora się śmieje i omija szerokim łukiem. Ludzie jadą do legalnego kasyna a jak im się nie chce to idą do nielegalnej jaskini, wypiją piwko, raz wygrają raz przegrają ale wiedzą gdzie idą. Znam ok. setki graczy, nikt nie chodzi do totalizatora każdy woli stare maszyny.

Prok

06/12/2022

W totolotku na skórzanym fotelu nie uzależnia i tam można przegrywać majątki . To co? Wyrabiamy kartę 😂😂😂😂 Jaki ten rząd to obłuda. Dość z nimi, zabierzmy się i pognajmy to dziadostwo do swiniogrodu tak gdzie ich miejsce. Kocmołuchy na salony weszły, cham panem został 😂😂😂😂😂😂
E-PLAY.PL