Wygrany zakład szefa STS-u

Artykuły Bukmacherzy
Iwo 28/02/2022

Ostatnia aktualizacja: 22 kwietnia 2024

Z bukmacherskiej firmy na skraju upadłości Mateusz Juroszek zrobił kwitnący biznes wart ponad 3 miliardy złotych. Po ubiegłorocznym debiucie giełdowym STS-u można by uznać, że trudno o lepszą sukcesję niż ta w rodzinie Juroszków.

Tyle że sukcesji nikt tam jeszcze nawet nie planuje 7. Zbigniew i Mateusz Juroszek z rodziną – 4 736 mln zł. Wprowadzając STS na giełdę, Mateusz Juroszek wraz z ojcem sprzedali akcje bukmacherskiej spółki warte 1,1 mld zł

To było dokładnie dziesięć lat temu. Cały kraj wstrzymał oddech przed pierwszą wielką imprezą sportową, która miała pokazać oblicze Polski nowoczesnej. Tuż przed Euro 2012 atmosfera wielkiego wyczekiwania panowała też w STS-ie. Nie chodziło jednak o wielkie sportowe nadzieje, ale o wielkie obawy. Rok wcześniej, na pełną skalę, rozgorzał konflikt między akcjonariuszami. Walki korporacyjne, toczone przez głównych angielskich udziałowców ze Stanley Bet, doprowadziły do sytuacji, w której ich 66-proc. pakiet akcji STS-u trafił do komornika. Skwapliwie wykorzystali to ich polscy wspólnicy, Zbigniew i Mateusz Juroszkowie: za kilka milionów złotych przejęli pełną kontrolę nad firmą.

Gdy Anglicy już ochłonęli, zażądali zwrotu udziałów, a jako straszak wykorzystali groźbę odłączenia STS-u od systemu przyjmowania zakładów, który sami tu zainstalowali. Bezskutecznie. Juroszkowie się nie wystraszyli. Nie chcieli odstąpić tanio kontroli nad firmą i rozegrali prawdziwy gambit. Była już wiosna 2012 roku, gdy Anglicy spełnili swoją obietnicę. Wyłączyli system. Zostało zaledwie kilka miesięcy do mistrzostw, placówki STS-u trzeba więc było zamknąć. I tu do akcji wkroczył Mateusz Juroszek.

W STS-ie pojawił się trzy lata wcześniej, jeszcze jako 21-letni student. To w tym czasie błędy, jakie Anglicy popełnili w zarządzaniu polskim biznesem, sprowadziły na firmę kłopoty, a kryzys na rynku nieruchomości sprawiał, że Zbigniew Juroszek był całkiem pochłonięty główną rodzinną firmą, czyli Atalem.

„Ojciec poprosił mnie więc, żebym wszedł do zarządu STS-u. Tyle że ja byłem na trzecim roku studiów. Co poniedziałek rano musiałem więc jeździć do Katowic, gdzie jest siedziba firmy. Pracę magisterską napisałem w pociągu”

– wspomina Mateusz Juroszek, który swój dyplom zrobił właśnie z analizy błędów popełnionych w STS-ie.

Nie miał wiele czasu, aby wsiąknąć w sprawy spółki i nieco okrzepnąć, zanim angielscy wspólnicy zadali decydujący cios. Zdążył jednak przygotować sobie plan B. W Czechach znalazł firmę BetSys, od niemal dwóch lat część grupy STS, i zamówił nowy system. Już wtedy ludzie z BetSysu nieźle się sprawili i mistrzostwa Europy odbyły się także w placówkach Juroszków. Bukmacherzy STS-u zaczęli przyjmować zakłady na tydzień przed pierwszym gwizdkiem. W piłce nożnej zdarzają się niezwykłe zwroty akcji. Włosi nazywają je rimonta. Zbierasz ostre cięgi, tracisz gol za golem, ale w pewnym momencie następuje przełom. Jedna kontaktowa bramka, która zmienia wszystko. Wracasz z dalekiej podróży i przesz do przodu. Jak w najsłynniejszym chyba finale Ligi Mistrzów z 2005 roku, gdy na stadionie w Stambule AC Milan, prowadzony przez Carlo Ancelottiego, już 3:0 gromił Liverpool, którego bramki bronił Jerzy Dudek. Tak było do przerwy. Ale tuż po niej, w 54. minucie, kapitan The Reds, Steven Gerrard, strzelił gola i zaczęła się modelowa rimonta. Reszta przeszła do historii, a Jerzy Dudek wspomina ten mecz jako najbardziej pamiętny wieczór w swoim życiu zawodowym. Jego koledzy dobili do remisu, on wyciągał ręce po piłki nie do wyciągnięcia, a w wielkim finale zaczął słynny Dude Dance, gdy broniąc bramki w serii rzutów karnych, zapewnił The Reds zwycięstwo. I właśnie coś takiego wydarzyło się w STS-ie, kiedy Anglicy chcieli pogasić wszystkie światła. Wyjście z tak ogromnych kłopotów zbudowało Mateusza Juroszka biznesmena, którego głównym kibicem był zawsze optymistyczny ojciec.

„Wtedy był bardzo bojowo nastawiony. Przekonywał, że to jest test i że nam się uda”

– wspominał szef STS-u, którego Zbigniew Juroszek w trudnym momencie wsparł też dodatkowym kapitałem.

To wyzwanie sprawiło, że Mateusz Juroszek uwiarygodnił się jako szef firmy z aspiracjami. Jako wciąż bardzo młody człowiek sam poprowadził STS, a musiał rywalizować nie tylko z miejscowymi legalnymi konkurentami, ale także wyrastającymi jak grzyby po deszczu internetowymi bukmacherami. Korzystając z luk w prawie, rejestrowali oni swoją działalność w raju podatkowym, takim jak Malta, i stawali do nierównej rywalizacji z polskimi firmami. Te od każdego zakładu – wygranego czy przegranego – muszą bowiem odprowadzić 12 proc. podatku, a później, gdy coś na tym zarobią, rozliczają jeszcze podatek dochodowy.

A jednak, jeszcze zanim sejm uszczelnił prawo, Mateuszowi Juroszkowi udało się zawojować rynek. W ciągu dekady wartość zakładów zwiększył 24-krotnie: ze 180 mln zł w 2011 r. do około 4,3 mld zł w roku 2021. Rósł znacznie szybciej niż rynek, zdobył połowę kraju – obecnie przyjmuje około 46 proc. wszystkich legalnych zakładów – a przy tym z STS-u zrobił nieprawdopodobnie dochodową firmę. W ciągu tej dekady wypracował w sumie ponad 600 mln zł zysku netto. Pieniądze, które od paru lat w całości wypłaca, bo firma działa bezbłędnie.

„Rodzina Juroszków wie, co robi, i robi to dobrze. Są jednymi z najbardziej cenionych przedsiębiorców, których spółki trafiły na warszawską giełdę” – mówi Ryszard Hermanowski, szef Haitong Banku.

Ogromny sukces STS zawdzięcza iskrze, jaką roznieciła technologia. To ona od początku jest motywem przewodnim w działalności Mateusza Juroszka. Dokonana tu zmiana władzy była też bowiem wyraźną zmianą pokoleniową. Jako nastolatek Juroszek junior sam był stałym bywalcem punktów bukmacherskich, gdzie obstawiający tłoczą się przy tablicy z mnożnikami zakładów. Uznał jednak, że to nie tyle teraźniejszość, ile przeszłość branży. Wszystkie te mnożniki można bowiem zmieścić w telefonicznej aplikacji.

I się nie pomylił: dziś 85 proc. zakładów jest przyjmowanych w formie elektronicznej. Co więcej, łatwość, z jaką się nią operuje, sprawia, że nie tylko można grać więcej, i to na bieżąco, ale da się trafić do znacznie szerszego grona odbiorców. Technologia stała się podstawowym atrybutem ekspansji, sposobem dotarcia do klientów, którym nie chce się chodzić do bukmachera. Dla nich granie stało się okazjonalną rozrywką, bo zakłady można robić z telefonem w ręku na kanapie tuż przed rozpoczęciem meczu, a nawet w jego trakcie. Bardziej rekreacyjnie niż hazardowo.

Bardzo wyraźnie widać to było w ciągu ostatnich pięciu lat, gdy wszelkiego rodzaju aplikacje zawładnęły nowoczesnymi usługami, a liczba grających w STS-ie zwiększyła się ze 181 do 582 tys. osób (na koniec III kw. 2021). Nieprawdopodobny wzrost wolumenu zakładów przy jednoczesnym utrzymywaniu niskich kosztów dzięki technologii sprawił, że firma przekształciła się w bankomat, który pod koniec roku Mateusz Juroszek wstawił na warszawską giełdę. A sprzedając przy okazji własny pakiet akcji, razem z ojcem zdyskontowali przyszłe zyski, pozyskując niemal 1,1 mld zł. I wciąż myślą, co zrobić z tak pokaźną kwotą.

Majątek rodziny Juroszków liczymy razem, ale ojciec i syn większość inwestycji prowadzą na własny rachunek

„Nie robiliśmy tego z myślą o konkretnych celach inwestycyjnych. Samo IPO na tyle mnie pochłonęło, że gdy pieniądze spłynęły, nie miałem nawet głowy do tego, aby zająć się lokowaniem ich na rynku kapitałowym. Dzięki temu uniknęliśmy dołka, jaki przyszedł na przełomie roku” – mówi Mateusz Juroszek.

Nie jest jednak tak, że całą pulą rządzi jedna ręka i jedna głowa. Pieniądze z IPO trafiły bowiem do trzech funduszy: kontrolowanego przez ojca Juroszek Investment, należącego do syna MJ Invest (po 485 mln zł) oraz do wspólnego, Betplay. Tymi strumieniami spływają też dywidendy STS-u. To całkiem nieźle oddaje, jak toczy się ten rodzinny biznes: trochę razem, a trochę osobno. Dlatego też w marcu ubiegłego roku mieliśmy dość zaskakującą koincydencję zdarzeń, gdy Zbigniew Juroszek zainwestował w TFI Skarbiec (11,5 proc. akcji), a jednocześnie Sebastian Buczek namówił Mateusza Juroszka na objęcie nowej emisji akcji w TFI Quercus (8,7 proc.). Każdy z nich ma przy tym inny profil inwestycyjny.

Jak przystało na młode pokolenie, to syn jest jednak bardziej aktywnym inwestorem. Giełdą interesuje się od lat. Od lat szuka na niej m.in. arbitraży w wycenie, tj. sytuacji, gdy niedoskonały polski rynek nie daje odpowiedniej waluacji w stosunku do tego, ile spółka produkuje pieniędzy. Juroszek junior przekonany jest też do potentatów technologicznych – od globalnych, takich jak Apple czy Amazon, po lokalnych, jak Allegro – bo ich pozycja jest trudna do podważenia i w długiej perspektywie wartość biznesu będzie stale rosła. To jednak zwykłe wypełnianie portfela, a konkretniejsze inwestycje Mateusz Juroszek w gruncie rzeczy robi bliżej własnego biznesu.

„Najbliższy jest mi gaming, kasyno i technologia związana z zakładami. Mam cały portfel takich spółek, głównie notowanych w Londynie albo na Nasdaq w Sztokholmie.”

Sporo angażuję się w start-upy technologiczne z naszej branży, które nastawione są na szybko rosnący rynek amerykański. Już dziś mogę wytypować pięć spółek, które za pięć lat będą liderami swoich segmentów w USA – tłumaczy szef STS-u. W portfelu ma m.in. wartą miliard euro duńską spółkę Better Collective, agregującą dane z rozgrywek sportowych. W zeszłym roku w czyn przekuł nawet ideę stworzenia międzynarodowego funduszu inwestującego w branżę gamblingową. Za partnerów wziął sobie założycieli Oakvale Capital, wyspecjalizowanego w tym biznesie londyńskiego butiku inwestycyjnego, z którymi od lat współpracuje. Razem założyli fundusz Oakvale Ventures. Ma on już na koncie pierwsze trzy inwestycje: Incentive Games, PlayerMaker, StatsBomb.

W pewnym momencie także w codziennym biznesie relacje ojca i syna zaczęły się rozluźniać. Do lipca 2019 r. Mateusz Juroszek zasiadał też w zarządzie Atalu. Wraz z rozwojem STS-u miał na to coraz mniej czasu i zdecydował się przenieść do rady nadzorczej deweloperskiej spółki. Nie jest to jednak całkowity rozbrat, ale podział stref działania. Tradycją jest, że ojciec i syn często ze sobą rozmawiają, także o biznesie, radząc się wzajemnie. To przejaw silnych więzi rodzinnych.

„Nasze relacje zawsze były bardzo bliskie, a poza tym mieliśmy wspólne zainteresowania. Pierwszą pasją był sport i dziś w jakiś sposób realizujemy ją w STS-ie. A jeśli chodzi o biznes, to dzieci wyrastały w atmosferze rozwoju firmy”

– w rozmowie z „Forbesem” wspominał Zbigniew Juroszek. W bardzo naturalny sposób przyszło mu więc zainteresować biznesem swojego najstarszego syna.

„O tym, gdzie i jak można zarabiać pieniądze, rozmawialiśmy od dziecka. Jeszcze w podstawówce wyliczałem, ile można zarabiać na poszczególnych produktach, a ojciec mi tłumaczył, jak to wygląda z punktu widzenia biznesowego – dodaje Mateusz Juroszek.

Nadal łączą ich również wspólne inwestycje, choćby przez fundusz Betplay, w którym wszystko dzielą po połowie. Trzeba przy tym pamiętać, że na tej parze rodzina się nie kończy. Zbigniew Juroszek ma jeszcze córkę Ewelinę, która już kilka lat temu została szefem sprzedaży w Atalu. Aby ostatecznie się uniezależnić, przeniosła się do Trójmiasta, gdzie prowadzi biznes kosmetyczny pod marką Hevena. Dziś w rodzinny biznes wdraża się z kolei najmłodszy z rodzeństwa, Tomasz Juroszek. Po praktykach w Atalu i STS-ie oraz studiach w Londynie, trafił do Betplaya, gdzie część udziałów oddał mu ojciec.

Mateusz, jako starszy brat, wziął na siebie rolę tutora w biznesie inwestycyjnym. Bo to właśnie tutaj rodzi się zalążek swoistego rodzinnego funduszu Juroszków. Gdy bowiem ich główne spółki Atal i STS z gwiazd powoli stają się dojnymi krowami – używając nomenklatury zapożyczonej z macierzy Boston Consulting Group – zagadnieniem, które wysuwa się na pierwszy plan, nie jest, jak zarządzać tą czy tamtą firmą, ale całym majątkiem. I właśnie stworzenie tego typu struktury towarzyszącej wielu rodzinom, które nie ograniczają się do jednego biznesu, staje się wyzwaniem na najbliższe lata.

Źródło: forbes.pl

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

E-PLAY.PL