Ostatnia aktualizacja: 14 grudnia 2017
Kolejne organy państwa dostają prawo do blokowania treści w internecie. Pretekstem do ograniczania wolności słowa w sieci staje się ochrona przed oszustwami i troska o interesy fiskalne państwa.
Niebawem powiększy się grono organów z prawem do blokowania stron w sieci. Prawo takie chce uzyskać KNF. Chodzi o blokowanie domen podmiotów podejrzanych o działalność finansową niezgodną z prawem, czyli np. piramid finansowych. Pomysł pojawił się w projekcie nowelizacji ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym. Obecnie przepisy są już po konsultacjach i opiniowaniu.
Uznaniowa cenzura
Według projektu Komisja będzie mogła podjąć decyzję o wpisaniu strony internetowej na listę ostrzeżeń publicznych w drodze uchwały, nawet przed złożeniem zawiadomienia do prokuratury.
To nie podoba się Polskiej Izbie Komunikacji Elektronicznej. Według niej przyznanie KNF prawa do zablokowania użytkownikom internetu dostępu do danej domeny, bez przeprowadzenia postępowania zapewniającego odpowiednie gwarancje procesowe właścicielowi domeny, stanowi „istotną ingerencję w swobodę prowadzenia działalności gospodarczej”.
Od uchwały KNF będzie można złożyć sprzeciw do… KNF, który ma być rozpatrywany w ciągu 60 dni. Panoptykon namawia MF, by zmienić regulacje tak, aby Komisja zachowała uprawnienie do wpisywania domeny na listę, ale aby sama blokada strony mogła nastąpić dopiero za zgodą sądu. Oddzielenie tych dwóch etapów to lepsza gwarancja ochrony wolności słowa w internecie.
Wkrótce UKE i UOKiK
W Ministerstwie Infrastruktury trwają prace nad zmianami w ustawie o transporcie (tzw. lex Uber). Resort chce, aby usługi przewozowe i pośrednictwo z nimi związane wymagały licencji. Wprowadzona ma być możliwość nakładania kar finansowych na podmioty, które nie będą realizowały tego obowiązku. Zmiana ma uderzyć w Ubera. Ale dodatkowo planowane jest także inne kontrowersyjne rozwiązanie: przyznanie nowej kompetencji Inspekcji Transportu Drogowego. Będzie ona mogła w razie wykonywania pośrednictwa przy przewozie osób bez wymaganej licencji złożyć wniosek do prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej o „zablokowanie przeznaczonych do wykonywania pośrednictwa przy przewozie osób programów komputerowych, numerów telefonów, aplikacji mobilnych, platform teleinformatycznych albo innych środków przekazu informacji”.
Nie ma mechanizmu odwołania, sprzeciwu, zaskarżenia do sądu. Zdaniem Panoptykonu to najbardziej niedopracowana i absurdalna regulacja, jaką ostatnio ujawniono.
Uprawnienie do blokowania treści w sieci może też uzyskać niebawem UOKiK. Zgodnie z rozporządzeniem przyjętym przez Parlament Europejski instytucje państwa będą miały prawo nakazać usunięcie lub zmianę treści cyfrowych, w przypadku gdy nie będzie innych sposobów walki z nielegalnymi praktykami stosowanymi przez przedsiębiorcę w sieci. Chodzi np. o firmy, które podszywają się pod sklepy internetowe i naciągają klientów na zakupy, a po wpłatach nie wysyłają zamówionych rzeczy.
Urzędnik z potężną bronią
W 2016 r. przyjęto ustawę o działaniach antyterrorystycznych i po raz pierwszy wprowadzono do polskiego systemu prawnego możliwość blokowania treści w internecie. Wprowadzenie nowego rozwiązania uzasadniano koniecznością dbania o bezpieczeństwo w epoce terroryzmu. W tym wypadku blokowanie odbywa się na wniosek szefa ABW, ale po uzyskaniu zgody sądu.
Niestety nie wiemy, jak działa ustawa w praktyce. Nie możemy się dowiedzieć, jakie strony zablokowano. Co więcej, nie możemy się nawet dowiedzieć, czy takie narzędzie wykorzystano. Fundacja ePaństwo zawnioskowała do ABW o dane na temat wniosków o blokady skierowanych do sądu i ich nie otrzymała.
Prawo do blokowania stron ma obecnie także minister finansów. Zgodnie z obowiązującymi od marca zmianami w ustawie hazardowej prowadzi rejestr domen służących do oferowania gier hazardowych niezgodnie z ustawą. Wpis domeny internetowej do tego rejestru jest równoznaczny z obowiązkiem zablokowania dostępu do niej przez przedsiębiorcę telekomunikacyjnego. Co istotne, zgody na blokowanie nie wyraża – jak w ustawie antyterrorystycznej – sąd.
Decyduje urzędnik.
Zródło: Gazeta Wyborcza
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."