Ostatnia aktualizacja: 16 lutego 2016
W Warszawie mimo prawnego zakazu wciąż działa kilka tysięcy automatów do gier. Walczą z nimi ratusz, straż miejska i Izba Celna, ale punkty, gdzie można zagrać w tzw. owocówki, są w każdej dzielnicy.
„Black Horse”, „Book of Ra”, „Marco Polo”, „Sharky”, „Queen of Hearts” – to nazwy gier, w które można grać w Warszawie. Automaty, do których wrzuca się pieniądze z nadzieją na wygraną, często określa się mianem jednorękich bandytów, mimo że nazwanych tak kiedyś urządzeń z dźwignią już się w zasadzie nie spotyka. W działających w stolicy maszynach wystarczy wcisnąć przycisk, by na ekranie zaczęły śmigać kolorowe symbole. Najczęściej to owoce, dlatego też na automaty mówi się również „owocówki”. Wygrywa się, gdy w jednym rzędzie ułożą się identyczne znaki. Gra się na określone stawki, które przeliczane są później na pieniądze.
Punkty z automatami do gier mają proste szyldy, np. „24 H”, „Hot Spot”, „Netclub”. Mieszczą się w blaszanych budkach i punktach w przejściach podziemnych, obok sklepów i kiosków. Trzy takie budki znajdują się przy rondzie Wiatraczna. Każda ma szczelnie zakryte szyby. Wszystkie są dostępne całą dobę.
(…)
Według Jacka Gasika, dyrektora Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych, to rekwirowanie automatów jest nielegalne. – Naszym zdaniem działania administracji w stosunku do naszej branży są niezgodne z prawem. Nie zostaje nam nic innego, jak dochodzić praw na drodze sądowej, co zdarza się coraz częściej – mówi Jacek Gasik.
W branży znana jest sprawa jednej z warszawskich spółek, na którą karę finansową nałożyła poznańska izba celna za automat działający w sklepie w Poznaniu. Spółka przekonana, że kara jest bezprawna, zwróciła się do sądu. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu uwzględnił jej skargę. W uzasadnieniu napisał, że zgodnie z dyrektywą unijną państwa UE mają obowiązek niezwłocznie przekazywać Komisji Europejskiej wszelkie projekty mogące stworzyć problemy w wymianie handlowej. Zdaniem WSA przepisy ustawy hazardowej dotyczące automatów miały taki charakter, ale polscy urzędnicy nie przeprowadzili ich notyfikacji w Brukseli. Korzystne dla branży gier stanowisko potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny.
Te orzeczenia wykorzystują teraz właściciele automatów. – Reprezentuję właścicieli salonów gier. Wygrałem dla nich wszystkie sprawy, które prowadziłem, a było ich już kilkadziesiąt. Moi klienci są uniewinniani albo sprawy są umarzane. Sądy nakazują zwrot zatrzymanych automatów, uznając nawet, że Izba Celna rekwiruje je nielegalnie – mówi mecenas Michał Korolczuk z warszawskiej kancelarii Rudnicki Korolczuk.
Całość czytaj na: warszawa.wyborcza.pl
"Trochę szukanie dziury w całym biorąc pod uwagę natłok hazardowych reklam dosłownie wszędzie..."
"To chyba konkurencja forebtu opłaca te teksty redakcji e-play... Co to za bzdurna informacja, w czasach, gdy dzieciaki oglądają reklamy sts skierowane tematycznie do dzieci i mlodziezy, dziadki kupują wnuczkom zdrapki "nie hazardowego" lotalizatora, a superbet niemal wyskakuje z lodówki i nie patrzy na wiek konsumenta. Wstyd e-play"
"Jakieś kompy znaleźli i jaka akcja? Oni już naprawdę nie mają kogo łapać i statystyki robią. Takie służby zaangażowane w proceder paru komputerów i opłakanych lokali. Marnują pieniądze podatników"
"Mnie to wkurza te obstawianie państwowego totalizatora: stoję w Żabce a przede mną emeryt podaje jakieś cyfry, kupuje losy, czas zabiera… w saloniku prasowym chce kupić gazetę a to był jakiś tam dzień kumulacji i ludzie poje@@ni stoją w kolejce i obstawiają liczby. To jest hazard. Hazard też jest w radio RMF „wyślij sms a już teraz każdy sms mnożymy x70” więc jak każdemu mnożą to co to za bonus? Może trzeba zacząć od ograniczenia tych konkursów SMS i zdrapek/obstawiania liczb na stacji w sklepie i kiosku?"
"Reklamy Totalizatora powinny być zabronione. To namawianie ludzi do hazardu. Emeryci wydają całe emerytury na zdrapki. W czasie losowania gadają że jeden trafił milion a że reszta przegrała 10 mln tego już nie powiedzą. Zakazać tych praktyk."