Ostatnia aktualizacja: 28 maja 2016
NSA popada w pewną zaawansowaną schizofrenię intelektualną, albowiem dopuszczając finansowe karanie za łamanie nieskutecznych zakazów, wywodzi, iż kara nie jest wcale wymierzana za łamanie zakazów, a tylko w celu ochrony krajowego porządku prawnego, który jest definiowany dokładnie tymi samymi zakazami, których nieskuteczności nie zanegowano.
Poszukując ostatnio na łamach „Gazety Finansowej”, plastra na hazardową gangrenę, Krzysztof Galimski wspomniał o zdumiewającej uchwale składu 7 sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 16 maja 2016 roku (sygn. I GPS 1/16), gdzie zawarto kontrowersyjny pogląd, jakoby dozwolone było administracyjne, finansowe karanie osób fizycznych i przedsiębiorców za naruszanie prawnie nieskutecznego zakazu prowadzenia działalności hazardowej poza kasynami gry.
Legislacyjny niewypał
Przypomnijmy: chodzi o wadliwą ustawę o grach hazardowych, uchwaloną przez Platformę Obywatelską w 2009 roku, przy całkowitym zignorowaniu obowiązku notyfikowania jej projektu Komisji Europejskiej. Czkawką odbiło się to już 3 lata później, w 2012 roku, gdy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zakwestionował prawną skuteczność zawartych w niej, fundamentalnych zakazów reglamentujących rynek hazardu w Polsce. Doprowadziło to do faktycznej, zupełnej deregulacji krajowego rynku gier, która trwa kilka już lat, bo jakimś cudem ówczesne władze nie doszukały się potrzeby szybkiej nowelizacji prawa, naprawiającej błędy Jacka Kapicy, który jako wiceminister finansów odpowiadał między innymi za ów legislacyjny niewypał.
Wydawać by się mogło, że sprawa jest dość prosta – skoro władza wykonawcza akceptowała istniejący, patologiczny stan rzeczy, to widać taka jest jej wola i nie nam wnikać w przyczyny takiej postawy.
Tymczasem jednak – i to jest rzecz kuriozalna w państwie aspirującym do miana demokratycznego – wymiar sprawiedliwości, szczególnie na jego najwyższych szczeblach, przyjął sobie chyba za punkt honoru uporządkowanie prawodawczego bałaganu, czyniąc to jednak nie na rachunek wadliwie działającego państwa, lecz kosztem obywateli i przedsiębiorców.
Każdy student pierwszych lat kierunków prawniczych przechodzi, wśród wielu innych, także kurs o wdzięcznej nazwie system sądowej ochrony praw i wolności obywatelskich lub innej podobnej. Kandydatom na prawników wbija się tam do głów rzeczy – może się tak wydawać – dzisiaj oczywiste, czyli przede wszystkim to, że przy istniejącym trójpodziale władz ta sądownicza ma niebagatelne znaczenie. Jedną z jej podstawowych ról jest bowiem ochrona obywateli przed niebezpiecznymi zapędami władz prawodawczej i wykonawczej, które – ze swojej istoty – mają tendencję do wkraczania w coraz to nowe sfery życia ludzi, często naruszając przy tym fundamentalne prawa człowieka i obywatela, na co zgody być nie może. Tej słusznej koncepcji postrzegania roli sądownictwa przeciwstawia się – dla kontrastu – model dalece wadliwy, właściwy dla ustroju słusznie u nas obalonego jakieś 25 lat temu, gdy sądy były wówczas postawione przede wszystkim na straży państwa i jedynego słusznego systemu władzy politycznej.
Czy aby obecna aktywność sądu administracyjnego nie przypomina nam tego znanego, lecz na szczęście minionego okresu, który chcielibyśmy znać tylko z kart historii? Teza zuchwała? Zbyt daleko idąca? No cóż, oceńcie sami…
Czytaj całość na: gf24.pl
on29
20:06 29/05/2016
Wigry78
19:55 29/05/2016
Wigry78
07:24 29/05/2016
Rafal29
14:00 29/05/2016
on29
19:00 29/05/2016
Joker
22:39 29/05/2016